sobota, 16 stycznia 2016

Capitulo 3 NOTKA POD ROZDZIAEŁM.

*Maxi*

Dzisiaj obudziłem się bardzo szybko. Jeszcze zanim zadzwonił budzik. 
Wywlokłem się z łóżka i wybrałem rzeczy z szafy. Starałem się jak najlepsze. Nie mogę przecież przynieść wstydu mojej paczce przyjaciół. Chociaż... Kogo ja oszukuje? Mam same dobre rzeczy w szafie, pomyślałem i wyciągnąłem pierwsze lepsze ubrania.
Udałem się to łazienki w celu wykonania porannych czynności, po czym zjadłem śniadanie przygotowane przez moją mamę.
Po skonsumowaniu naleśników, wziąłem butelkę wody, oraz czerwone jabłko i wyszedłem z domu. Do szkoły, poszedłem okrężną drogą, bo miałem jeszcze czasu, w pizdu. W parku nie napotkałem za wielu ludzi. Była cisza i spokój. A to się często nie zdarza.
Po jakiś 15 minutach, byłem na miejscu. W szkole jeszcze świeciło pustakami, więc usiadłem na fotelu i zacząłem przeglądać Facebooka na moim najnowszym I'Phonie. 
Zanim się obejrzałem szkoła była przepełniona innymi uczniami. 
- Hejka Maxi. - usłyszałem głos Camilli.
- Hej Cam.- uśmiechnąłem się do przyjaciółki.
- Maximiliano Ponte, w szkole szybciej o de mnie. Nie sądziłam, że doczekam tego dnia.- zaśmiała się i usiadła obok mnie.
- Wstałem za szybko, a nie chciało mi się siedzieć w domu.- powiedziałem i po szkole rozległ się dzwonek.- Idziemy na zajęcia?- spytałem.
- Tak. - odpowiedziała i razem udaliśmy się do sali śpiewu, gdzie właśnie miała odbyć się lekcja śpiewu z Angie.

Na lekcji wszyscy chłopacy zaśpiewali tą piosenkę :


Wyszło całkiem fajnie pomijając fakt ze śpiewały z nami te ciamajdy, których pierniczonych imion nie będę wymawiał. Ale Angie powiedziała, że piosenka wyszła super i zaśpiewamy ją na koncercie.
Suuuuuper. Ale się ciesze... (wyczujcie sarkazm)... Ale muszę przyznać, że niezły ze mnie profesjonalista, skoro umiem zaśpiewać z takimi ciołkami i jeszcze zdobyć pochwałę.
- Brawo chłopacy. Serio było mega.- uśmiechnęła się nauczycielka.
- Dziękujemy.- Odparł Leon.
- Nie mogę się doczekać, aż zaśpiewacie ją na koncercie.- powiedziała usatysfakcjonowana nauczycielka. Jej bardzo zależało na tym, aby w naszej szkole nie było dwóch różnych, nienawidzących się grup i chyba myślała, że to nas pogodzi... Taaaa. Jasne. Mogę zaśpiewać z tymi palantami, ale to nie zmieni mojego zdania na temat ich beznadziejnej paczki.
Po zajęciach wyszedłem na przerwę. Tam z całą grupką ( tą fajniejszą. Czytaj: NASZĄ) usiediśmy na krzesłach, przy sali od muzyki.
- Chyba coś wam się pomyliło...- moich uszu, doszedł głosik Castillo.- My tu siedzimy.
- A gdzie to jest napisane?- zapytała ironicznie Camilla.
- Wypisane, to ty masz na czole "frajerka".- odezwał się, Leon.
- Jeszcze słowo.- Brodueya bardzo to zdenerwowało, bo aż wstał z miejsca i wrogo spojrzał na Verdasa.
Już miało być tak fajnie... Już Brazylijczyk, miał dać temu pomyleńcowi wpiernicz, a tu DUPA. Rozległ się dzwonek i trzeba było pójsć na zajęcia z Gregorio, zwane także lekcją tańca...
- Dzień dobry.- przywitał się z nami nauczyciel, odbijając piłeczkę ...

*Naty*

Nie dość, że Gregorio był zły ze swojej natury, to jeszcze Fran spóźniła się na lekcje, oznajmiając, że była u... kosmetyczki... 
- Ale masz świetny stój.- pisnęła, kiedy mnie zobaczyła.
- Dziękuje kochana. - uśmiechnęłam się do niej dumna z wyboru. Mi samej, on też sie nieziemsko podobał.


- Kupiłam to wczoraj, jeszcze przed koncertem- kontynuowałam. 
Kątem oka widziałam, jak Gregorio patrzy na nas z rozdziawioną buzią i szeroko otwartymi oczami. Widziałam, ze walczył ze sobą aby nie wybuchnąć, ale w końcu jego, aż nad to, słabe nerwy puściły.
- JAK MOŻECIE MIEĆ DO MNIE, TAKI KOMPLETNY BRAK SZACUNKU!- Wydarł się i poczerwieniał.
- Mamy szacunek do tych, którzy mają szacunek do nas.- powiedziałam.
- Ta jasne.- bąknął Diego.
- Ok... poprawka.- powiedziała Fran, rzucając do chłopaka szyderczy uśmiech. - Którzy mają szacunek do nas i są na jakimś poziomie.
- DOŚĆ TEGO!- Wydarł się nauczyciel i w tym momencie do sali wszedł Pablo.
- Coś nie tak? - spytał.
- Wszystko w porządku.- mruknął niezadowolony Hernandez.
- W takim razi przyszedłem tutaj, żeby wam coś ogłosić.- powiedział z uśmiechem na twarzy.- Jak wiecie zbliża się coroczny konkurs taneczny... I razem z nauczycielami wybraliśmy już pary... - Z przyjaciółką spojrzałyśmy na siebie, zaintrygowane słowami dyrektora. - Więc tak... Ludmiła i Federico, Camilla i Broduey, Leon i Violetta, Francesca z Diego i Maxi z Naty. Do końca zadania macie tydzień.- powiedział zadowolony. Oczywiście ta porąbana blondynka i jej przyjaciółką (ruda wiedźma), zaczęły piszczeć ze szczęścia. W końcu tańczą ze swoimi chłopakami. Leon był średnio zadowolony... Pewnie wolałby tańczyć ze mną, ale i tak cieszył się, że padło na jego przyjaciółkę. Francesca dostawała ataku histerii i wykłócała się z Pablo, za to ja stałam jak w ziemie wryta, z zaciśniętymi pięściami i cała czerwona ze złości, powtarzając sobie w myślach : ""Nat... Spokojnie... Oddychaj."
Spojrzałam na Maxiego... Nie wiem czemu, uderzał głową o ścianę... Pewnie biedny próbuje naprawić sobie mózg, ale minęło już zbyt sporo czasu, od jego uszkodzenia... Mianowicie jestem pewna, że został upuszczony przy porodzie, a w dzieciństwie karmiono go z procy... 
Postanowiłam nie wykłócać się z Pablo... Po minie Włoszki dało się domyśleć, że ona nic tym nie zdziałała. Zresztą i tak, każdy wie do czego dyrektor dąży. Chce polepszyć nasze relacje i myśli, ze w ten sposób mu się to uda. 
Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam być dojrzałą artystką. Podeszłam do tego patałacha.
- Ćwiczymy u ciebie czy u mnie?- zapytała, starając się ukryć wstręt, ale nie jestem pewna, czy mi się to udało.
- Dziś u mnie, osiemnasta, a teraz weź już idź.- odwrócił się i dalej walił głową o ścianę.
Podeszłam do Leona. 
- Hej...- odezwałam się nieśmiało.
- Cześć Nat.- uśmiechnął się, ale w jego oczach krył się smutek.
- Wybacz za wczoraj...- powiedziałam.- Posłuchaj, ja nie chcę psuć naszych relacji. Naprawdę Cię kocham, ale bardziej jak przyjaciela, niż kogoś więcej. Przepraszam.- wyszeptałam to ostanie słowo.
- Nie przejmuj się. Dobrze, że jesteś szczera. Daj mi trochę czasu, a się ogarnę.- zaśmiał się.
- Mam nadzieje, że spotkasz na swojej drodze dziewczynę, która pozwoli Ci o mnie zapomnieć.
- Nie martw się. To naprawdę nic takiego. 
- Dzięki Leon.
- W porządku.- przytulił mnie, a ja mimo, że czułam się troszkę nieswojo, odwzajemniłam uścisk.
- Możemy wracać do tańca?- odezwał się naburmuszony nauczyciel, a my wróciliśmy do zajęć...

*Francesca*

Mam dziś na serio fatalny humor. Kosmetyczka zrobiła mi na paznokciach nie ten odcień różu, oberwało mi się za nieobecność na zajęciach u Angie i do tego, okazało się, że muszę tańczyć z tym debilem i kompletnym beztalenciem i bezmózgowcem. 
Kiedy weszłam do domu, rodziców jak zwykle nie było. Dziś wyjechali do Anglii w sprawach biznesowych. ... W sumie odkąd pamiętam wychowywały mnie moje nianie i gosposie. Rodzice przesyłali pieniądze i nie przyjeżdżali na uroczystości typu, moje urodziny... Czasem wracali na święta... Ale co mnie to obchodzi?! O ile przesyłają kasę, a ja mogę żyć w luksusie nie narzekam na brak "ogniska domowego". 
Od razu skierowałam się do swojej sypialni, a tam zobaczyłam Mirtę, która wychylała się z mojej garderoby. Miała na głowie burzę ciemnobrązowych loków, spiętych niechlujnie klamrą. 
Kobieta wyglądała naprawdę sympatycznie. Mimo, ze najwyraźniej własnie skończyła porządkować mój pokój, w którym naprawdę zostawiłam okropny bałagan, na jej twarzy widniał uśmiech.  I to było w niej takie beznadziejne. Gosposia wyglądała jakby miał zamiar się, że mną zaprzyjaźnić. Jak może myśleć, że upadnę tak nisko?!
Zmierzyłam ją wzrokiem i na widok jej fartuszka i spodni modnych jakieś 200 lat temu, aż mnie zmroziło. No sorry. Niektórzy ludzie mają fobię do węży inni do zarazków, a ja do zbrodni modowych. W sumie mogłabym być miła, ale zawsze miałam w głowie słowa rodziców, którzy od dziecka wbijali mi, że z moją posadą społeczną, powinnam być dobra, tylko dla tych, którzy mają taką samą lub wyższą, bo to oczywiste, że jakbym była miła dla każdego wyrzutka, ludzie z mojego towarzystwa, źle by o mnie myśleli.
- Dzień dobry Francesca.
Spojrzałam tylko na nią i rzuciłam, nie ukrywając swojej niechęci.
- Dobry.
Mirta westchnęła, ale nie zniechęciło ją, aby ponownie się odezwać.
- Dzwonili rodzice są już na miejscu.
- Yhm...- odpowiedziałam, i rzuciłam się na łóżko, odwracając od niej plecami.- Wiem. a też dzwoniłam.
- Tak, ale... kazali przekazać, że nie dadzą rady przyjechać na twój koncert...- urwała.
- Znowu?!- pisnęłam i poderwałam się. - Obiecali! To jeden z najważniejszych koncertów! Nie było ich rok temu, teraz mieli być!
- Przełożyli im kilka spotkań... Wrócą dopiero za jakieś dwa miesiące, naprawdę mi przykro.
- Oczywiście.- mruknęłam i zabrałam torebkę, kierując się do wyjścia.
- Francesca. Zrobiłam obiad, może zjesz?
- DAJ MI SPOKÓJ! Odgrzeję sobie jak wrócę! 
- Powiedz chociaż gdzie idziesz? Obiecałam twoim rodzicom, że będę Cię miała na oku.
- Niby po co? Ich nic nie interesuje.- powiedziałam i aż sama byłam zdziwiona swoimi słowami! Przecież oni pracują, abym żyła na tym poziomie na jakim żyje. Przecież to ważniejsze od koncertu i ich obecności w domu. 
Jednak nie tłumaczyłam już tego kobiecie i wyszłam z pokoju.
Udałam się do mojej przyjaciółki- Nathalii. Może jeszcze zastane ja w domu. Tak jak myślałam, ta dopiero szykowała się na próbę z Ponte.
- Cześć Nat.
- Hej.- uśmiechnęła się, ale jak zobaczyła moją minę, zmarszczyła czoło.- Co jest?
- Rodzice nie przyjadą na występ. Po raz kolejny.- usiadłam na łóżku. Oczy mnie zapiekły, więc szybko spojrzałam w górę, aby tylko się nie rozpłakać. 
Dziewczyna szybko mnie przytuliła. Dobrze wiedziała jakie to dla mnie ważne. Moich rodziców nie było nigdy. Na żadnej szkolnej uroczystości, na moim pierwszym występie w 2 klasie podstawówki, a ja po prostu chciałam, żeby wreszcie byli ze mnie dumni.
- Są na wyjeździe w Anglii.- kontynuowałam. - A ja zostałam w domu z tą całą Mirtą.- naburmuszyłam się.
- Wiem, że Ci przykro...
- Nie!- poderwałam się z miejsca. Płacz??? Przykro mi, bo rodzice ZARABIAJĄ?! To zbyt nie w moim stylu.
- Będzie na nowe ciuchy, buty i spa.- uśmiechnęłam się, może nie zbyt szczerze, ale trudno.
- To podejście mi się podoba.- zaśmiała się i mnie przytuliła.
Siedziałam u przyjaciółki do 17:40, a później poszłyśmy ona do Maxiego, ja do domu.
Kiedy dotarłam na miejsce, Mirta własnie wychodziła. 
- W lodówce masz kolację.- uśmiechnęła się, a ja po prostu ja wyminęłam i poszłam do kuchni. Byłam zła. nie chciałam po raz kolejny spędzać wieczoru sama, więc zadzwoniłam do Violetty, która po 20 minutach zjawiła się z jakimś dobrym filmem, który zaczęłyśmy oglądać.

*Diego*

Po szkole byłem w  sam nie wiem jakim humorze. Z jednej strony kompletna załamka, że muszę tańczyć z Cauviglią, a z drugiej mam od wczoraj świetny nastój. Popołudnie z Joy było naprawdę udane, a dziś w szkole nie odstępowaliśmy od siebie na krok. Ona jest naprawdę śliczną, zabawną, miłą i uroczą dziewczyną. Mamy duże szansę na zaprzyjaźnienie się, a może nawet na coś więcej? To się okaże.
W każdym razie odkąd wróciłem, razem z Niną, siedząc na dywanie w salonie, układamy jakieś mega skomplikowane puzzle, które mają tysiąc malutkich kawałeczków. 
Kiedy mieliśmy ułożone już trzy kawałki ( TAK AŻ TRZY) do domu weszła mama. Od razu zobaczyłem, że ma zły humor. Wyglądała na przybitą.
- Poczekaj Nina...-  powiedziałem do siostrzyczki i wstałem z podłogi, podchodząc do rodzicielki. - Co się stało?-spytałem.
- Zły dzień w pracy.- westchnęła. -  Ludzie u których pracuje mają córkę w twoim wieku. Żal mi tej dziewczyny. Widać, że rodzice od dziecka, wbijali jej do głowy, że w życiu najważniejsza jest posada i pieniądze. Jest taka oschła... Brak jej uczuć. W sumie brak jej miłości... Żebyś ją widział jak się dowiedziała, że nie przyjdą na koncert... Udawała, że nic się nie dzieje, ale widziałam, że uciekła, bo nie chciała pokazać jak ją to boli... Jaka tak na nią patrzę to myślę, że może wy, moje dzieci, nie macie luksusów, ale macie kochającą rodzinę... To ważniejsze.
Moja mama zawsze była uczuciowa i w każdym człowieku próbowała dopatrzeć się cienia dobroci. Zaintrygowało mnie to, że ta "córka" ma koncert niedługo... Czyżby była to uczennica Studia? Przecież tam prawie każdy, nie narzeka na brak kasy.
- Mamo... Jak mają na nazwisko twoi pracodawcy?
- Cauviglia.- westchnęła, odwieszając swój płaszcz na wieszak.
- CO?! - parsknąłem.- Akurat jej ci zal nie musi być. Ta cała "biedaczynka" to Francesca, zgadłem?- powiedziałem z ironią, czym zdziwiłem mamę.
- Tak...
- To samo zło. Ta dziewczyna uważa sie za pępek świata! Gdybyś widziała, jak potraktowała Ninę, kiedy do niej podeszła.
- To ta dziewczyna od szminki? - wtrąciła się mała.
- Tak, ta brzydka pani. - parsknąłem.
- Co ty gadasz? Jest śliczna.
Moja mama się zaśmiała.
- Tak kochana...- ukucnąłem tak, aby dorównać wzrostowi siostry.- To, że ma ładną buzię nie znaczy, że jest ładna. Ona jest bardzo zła w środku.
- Nie prawda.- wytknęła mi język.- Jest śmieszna.- zachichotała...
No tak... Nina jest małą dziewczynką. Jakby to ująć... Nie umie jeszcze dostrzegać u ludzi tych złych stron. Dla niej jest po prostu śmieszna, ładną dziewczyną.
- Ona serio jest biedna...- odezwała się znowu mama, jak zwykle litując się nad kretynką.
- Bieda jej nie grozi.- zaszydziłem.
- Ona rodziców więcej nie widzi niż widzi. Dziś wyjechali na dwa miesiące do Anglii. Została zupełnie sama.
- Niech zaprosi swojego chłopaka. O ile nie boi się chodzić sam po ciemku. - zaśmiałem się. Serio ciapowatość Marco, jest po prostu przezabawna. Czasem martwi się o swoją fryzurę, bardziej niż jego dziewczyna.- Albo niech zaprosi kogoś ze swojej paczki, przygłupów.
- Może i Francesca nie jest zbyt towarzyska, ale...
- Ależ ona jest towarzyska. Ale tylko dla bogatych i popularnych. I to twoim zdaniem jest biedna dziewczyna?
- Nie ważne.- westchnęła.- Pójdę przygotować kolację.- oznajmiła i poszła do kuchni.
- Może do niej pójdziemy?- spytała zadowolona Nina. - Mama mówi, że jest samotna.
- Kto jest samotny?- zapytał Juan, wybiegając z pokoju. 
- Taka dziewczyna, która jest śmieszna, ale Diego jej nie lubi.- wytłumaczyła siostra.
Mój brat się zaśmiał i powiedział coś dziewczynce na ucho.
- Aaaaaaaaa. Juan mówi, ze jej nie lubisz tylko kochasz.
Spojrzałem na brata z wściekłością, a ten z bananem na twarzy wbiegł do pokoju. Doskonale wiedział, że teraz wyprowadzić Ninę z błędu to będzie pograniczenie z cudem.
- Będziesz z tą ładną, dziewczyną z ślicznymi ciuchami?
- NIE!- odpowiedziałem lekko podniesionym tonem.- Nie...- poprawiłem się łagodniej i nagle ktoś zapukał do drzwi. Nina podleciała tam w podskokach i je otworzyła.
- O... to nie Francesca.- posmutniała. Podszedłem do niej i ku mojemu zdziwieniu w drzwiach zobaczyłem Joy.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej... ludzie, którzy nas nie nawidza, za zaniedbanie opowiadania!!! MIŁO WAS WIDZIEĆ XD
Nie no poważnie wybaczcie nam, ale wiecie jak jest, Gimbaza, nauka, nauka, nauka, nauka i jeszcze raz nauka Nie miałyśmy czasu kompletnie, ale postaramy się to zmienić.
MUSICIE NAM WYBACZYĆ. Co do konkursu jak narazie nawet z rozdzialam czasu nie mamy wiec do konca stycznia mozecie wysylac prace, bo wtey bedziemy mialy czas zeby je sprawdzic :*

LOVCIAM NAXI
LOVCIAM DIECESCE