sobota, 20 lutego 2016

Capitulo 4

*Diego*

- Joy?- szczerze zdziwiłem się na jej widok.- Ale co ty tutaj robisz?
- Pomyślałam, że do Ciebie wpadnę...- powiedziała nieśmiało.- Chyba... Nie masz nic przeciwko?
- Nie no co ty wchodź! - zadowolony wpuściłem ją do środka.
- Kto to?- zapytała spoglądając na moją siostrę.
- To Nina, moja siostrzyczka.  - Potargałem włosy dziewczynki, na co ona pisnęła.
- NIE NISZCZ MOICH IDEALNIE UŁOŻONYCH WŁOSÓW.- Powiedziała stanowczo. Uśmiechnąłem się. Moja sis zaczyna wchodzić w trudny okres, w którym małe dziewczynki chcą być uważane za poważne dorosłe. 
- Uważaj, bo jeszcze twoja siostra zamieni się w Cauvigllie.- zaśmiała się nastolatka, ale Ninie się to nie spodobało... 
- Masz coś do Franceski?- prychnęła uroczo i poprawiła swoją sukieneczkę. 
Już teraz rozumiem, czemu młoda tak "lubi" tą kretynkę. Po prostu stała się jej "idolką", bo jest ładna i ma pełno babskich gadżetów zwanych także: torebką, kosmetykami i tak dalej. Jaka dziewczynka w jej wieku nie chciała mieć tego wszystkiego? SUPER. Czyli Francesca Cauviglia ma być wzorem do naśladowania dla mojej małej, słodkiej siostrzyczki?! Z TEGO NIE MOŻE WYNIKNĄĆ NIC DOBREGO...!!!!! 
- Nie nie mam...- zdziwiła się Joy.
- Nie ważne. Ewentualnie mogę użyczyć ci mojego brata na pewien czas, ale za godzinkę chcę go widzieć w moim pokoiku jak czyta mi książeczkę. 
- Pewnie młoda.- zaśmiałem się i ucałowałem zaróżowiony policzek Niny.
Mała w podskokach pobiegła do kuchni, za pewne pomóc mamie w kolacji, jednak było już troszkę za późno, bo już po chwili kobieta zawołała wszystkich domowników. Chyba nie muszę mówić ze za równo rodzice jak i moi bracia, byli bardzo zdziwieni na widok mojej towarzyszki.
- To jest Joy.- poprzedziłem ich pytania.-Jest moją nową koleżanką ze Studia i wpadła na moment. Macie coś przeciwko żeby z nami zjadła? - zapytałem, chodź doskonale znałem odpowiedź.
- Jasne, że nie.- zawołała mama radośnie, ciesząc się najwyraźniej, że mam tak sympatycznie wyglądającą "koleżankę", bo doskonale wiem, że w ich głowach już rodzi się inna myśl. No... Może oprócz główki Niny, która jest teraz przekonana, że będę z Włoszką... Ależ będzie jej rozczarowanie jak się okażę, że moją dziewczyną wcale nie będzie Francesca, a Joy na przykład... Może to dziwne, bo znam ją raptem jeden dzień, ale czuję, że z tego może wyjść coś więcej... No nie wiem dobrze się przy niej czuje i zdaje mi się, że rodzi się coś głębszego. Nawet myślałem o niej wczoraj i nawet troszkę tęskniłem...
- Diego...- z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny.- Nie chciałabym robić problemów...
- Daj spokój.- uśmiechnąłem się do niej jak najpiękniej umiałem. 
Ogólnie kolacja nie obyła się bez głupich tekstów moich braci na temat "mojej miłości do Joy"... Ta... Czy Juan jeszcze kilka minut temu nie wbijał naszej siostrze, że kocham Cauvigllie? Co za dziecko. Nie kumam go jak nie wiem, ale pomińmy ten fakt... Widziałem, że Joy chyba się lekko zarumieniła. Ona naprawdę mi się podoba. Tak myślę, że to dobre określenie. To jeszcze nie miłość, czy to wielkie zakochanie, ale podoba mi się i szczerze wizja nas, jako pary całkiem, całkiem przypada mi do gustu. Bardzo chętnie zakocham się w dziewczynie takiej jak ona. Może znamy się nie długo, ale wiem, że byłaby dla mnie idealna.
Po skończonym posiłku, udaliśmy się w raz z Joy do mojego pokoju. W tym mieszkaniu miałem go sam, w poprzednim dzieliłem się "swoim zakontkiem" z dwoma młodszymi braćmi i chodź mówiłem rodzicom, że jeśli nasza sytuacja finansowa miałaby na to nie pozwolić to przecież to nie musi się zmienić, ale oni uparli się, że jestem prawie dorosły i mam prawo do prywatności. Mówili wtedy " nie przesadzaj synu. Nie rób z nas takich biedaków. Gdybyśmy nie mieli pieniędzy nie kupilibyśmy domu z osobnymi pokojami." Posyłali wtedy taki uśmiech i już nie dyskutowałem z nimi więcej... Chyba przewidzieli, że będą takie sytuacje, jak ta, że będę chciał przyprowadzić do domu znajomych, czy dziewczynę i wtedy pokój z dwoma chłopcami nie byłby dobrym pomysłem.


- Widzę, że fan Star Worsów.- zaśmiała się słodko. 
- No pewnie.- i ja się roześmiałem. - Z braćmi i tatą jesteśmy mega fanami.
- Fajnie masz.- uśmiechnęła się, siadając na moim łóżku. - W sensie z rodziną... Masz mega zabawnych braci i taką super siostrę. Do tego twoi rodzice są mili i sympatyczni. Przyznam, że zdziwiłam się, co do twojego taty. Na lekcjach jest inny.
- Tak...-  westchnąłem i usiadłem obok niej. - Mam super rodzinkę. Chociaż potrafią być irytujący, szczególnie Juan i Jorge... Jak te dwa głąby się dobiorą...
- Trudno ich odróżnić. Są identyczni i w dodatku ubierają się tak samo.
- To prawda. Charaktery też mają takie same. - zaśmiałem się. - Ale po tylu latach odróżniam ich bez problemowo.
- Podejrzewam...Ja tam jestem jedynaczką... Też bym chciała mieć jakieś rodzeństwo.- westchnęła i rozejrzała się po moim pokoju.
- Nie jest jakiś największy, ale bardzo mi się podoba. Rodzice wiele czasu zbierali pieniądze, aby kupić nowy dom...- wyznałem.
Dziewczyna przybrała poważny wyraz twarzy. 
- Może i nie przelewa Ci się tak jak większości uczniom w Studiu, ale jesteś zdecydowanie najlepszym chłopakiem w całej szkole. Uwierz mi półtora roku w klasie z zarozumielcami mnie strasznie zmęczyły. Jesteś inny.... Taki miły i opiekuńczy i pomocny... Taki... idealny...- powiedziała i się zarumieniła spuszczając spojrzenie w dół.
- Zabawne. - Uśmiechnąłem się.- Też sobie pomyślałem, że jesteś idealną dziewczyną.
Zapadła głucha cisza. Za szybko? ZDECYDOWANIE!
- Musze przyznać, że masz niesamowity porządek jak na chłopaka.- zmieniła temat, chichocząc pod nosem.
- Wiem.- przyznałem dumnie unosząc głowę i szczerząc zęby. - Mieszkam tu kilka dni, trudno mieć bałagan.- dodałem w końcu.
- No tak...- zaczęła, ale przerwała jej moja siostra, która weszła do pokoju ubrana już w pidżamkę. W jednej rączce trzymała pluszaka a w drugiej książeczkę. 
- Czytanie?- uśmiechnąłem się do małej, ale w głębi czułem lekki żal, że najwyraźniej pora się żegnać z Brytyjką.
- To ja już pójdę.
- W sumie nie porozmawialiśmy za długo.- westchnąłem. 
- Porozmawiamy jutro.- posłała mi piękny uśmiech, który odwzajemniłem.
Odprowadziłem Joy do drzwi, po czym udałem się do pokoju Niny, aby poczytać jej bajkę na dobranoc (tak jak to robię zawsze).
- No to co dziś czytamy?- zapytałem biorąc od dziewczynki książkę. - " Brzydkie kaczątko"- przeczytałem na głos.
- Lubię ją.- uśmiechnęła się mała, układając na łóżku.- Bo to kaczątko było takie brzydkie i inne od wszystkich...- zaczęła a ja pomyślałem sobie tylko "skąd ja to znam."... Tak w otoczeniu kolegów z klasy, zdecydowanie czułem się jak bohater powieści dla dzieci. - A później wyrasta z niego piękny łabędź.- dokończyła... - Ze mną będzie tak samo. Też będę śliczna. Poznam księcia i będę piękną księżniczką.
- Co ty wygadujesz?- zmarszczyłem czoło.- Już jesteś najpiękniejszą dziewczynką na tej planecie i uwierz. Dla mnie, dla Juana, Jorge i dla rodziców zawsze będziesz małą księżniczką.- uśmiechnąłem się, a ona mnie przytuliła.
- Kocham Cię braciszku.- powiedziała.
- Ja Ciebie też siostrzyczko.- odpowiedziałem.- A teraz kładź się, bo nie wstaniesz do przedszkola. - Nakazałem i zacząłem czytać książkę.

*Naty

Rozstałam się z Fran i poszłam w stronę domu Ponte.... yhhh już mam ochotę wracać do domu ale muszę tam iść bo musimy zaliczyć to zadanie a ja nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek niezaliczenia jakiegokolwiek projektu .Zapukałam do drzwi a otworzył mi nie kto inny jak sam Maxi . 
- Wchodź .- zaprosił mnie gestem ręki i zaprowadził na piętro gdzie znajdowała się ...  sala do tańca
-Wow !-tylko tyle zdołałam z siebie wydusić .Naprawdę bardzo mi się podobała .
- Tooo gdzie jest łazienka bo raczej w szpilkach i sukience tańczyć nie będę - zaczęłam
- Korytarzem prosto i drugie drzwi na lewo z resztą ja też pójdę się przebrać i znając życie ja to zrobię szybciej więc zacznę się potem rozgrzewać w oczekiwaniu aż panna księżniczka łaskawie wróci- Powiedział ze sztucznym uśmieszkiem
Już nic nie mówiłam tylko zrobiłam minę w stylu "ja tu rządzę " i poszłam do łazienki. Była dość duża i miała bardzo ładny wystrój. Zdjęłam sukienkę i szpilki i włożyłam je do torby a zamiast tego założyłam długie czarne legginsy,  luźną miętową bokserkę i granatowe new balance , włosy związałam w wysokiego koka z którego wystawały niesforne kosmyki . Nałożyłam jeszcze na usta balsam EOS .Przejrzałam się w lustrze , wzięłam torbę i ruszyłam w stronę sali . Po drodze dało się.słyszeć muzykę z tego pomieszczenia. Po ciuchu otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak Ponte.tańczy chyba jakiś swój układ . Miał na sobie szare dresy ciemno fioletową bokserkę i fioletowe adidasy nie zapominając o charakterystycznym full capie który nie wiadomo czemu zmienił na inny. Swoją drogą muszę przyznać że ten ciamajda całkiem nieźle tańczy.
-O w końcu! Czemu tak długo ?!
-Jak długo ?! Zajęło mi to może z pięć minut !-odkrzyknęłam temu pacanowi
- Jasne . Nie ważne im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy . To od czego zaczynamy ?-zapytał
-Yyyy może na przykład od wybrania piosenki ?- zapytałam retorycznie.
- To do jakiej tańczymy ? - I tak zaczęła się nasza godzinna kłótnia . W końcu stwierdziliśmy, że zatańczymy do piosenki .




Po wybraniu piosenki zaczęliśmy wymyślać układ . Było trochę ciężko ale po dwóch godzinach mieliśmy pierwszą zwrotkę i refren. Podczas ćwiczenia Ponte się zapatrzył gdy robiliśmy obrót i potkęnałam się o jego nogę.
-Co ty robisz ?
-Ała. Złapałam się za kostkę która dość mocno bolała.
-Oj dobra sorka .Wstawaj księżniczko, bo mamy dużo pracy i mało czasu na udawanie.-zakpił
-Tylko jest mały problem . JA NIE UDAJE !!!
-Hahahha ....Ej ale serio ?-ukucnął przymnie .Zrozumiał ze to na poważnie.
-Tak bardzo mnie boli.
-Pokaż...
-Z tego co wiem to ty lekarzem nie jesteś...
-Lekarzem nie ale tancerzem tak .Nie raz miałem różne skręcenia i zwichnięcia.Wiem jak to wygląda...Mogę zobaczyć..
-Dobra niech Ci będzie...-Powoli zaczął dotykać mojej lekko spuchniętej i zaczerwieniałej kostki ... W pewnym momencie trafił w najbardziej bolące miejsce. Syknęłam z bólu a Ponte na mnie spojrzał...
-Aż tak boli ....
.-No raczej bym nie udawała
-Dobra chodź pomogę Ci wstać i pójdziemy do kuchni co ci to opatrzę . Kostka jest tylko nadwyrężona za dwa trzy dni będzie jak nowa.
-No to chodźmy...-Oparłam się niechętnie o niego i dokuśtykałam się di kuchni gdzie napiliśmy się wody a następnie Ponte opatrzył mi tą kostkę.Potem poszedł do sali po moją torbę.
-Dobra ja muszę.się zbierać . Trochę to minie zanim się doczołgam do domu .-powiedziałam wstając z kanapy
-Yyy odprowadzę Cie jeszcze się przewrócisz i dobijesz tą kostkę i nie zaliczymy zadania.-powiedział
-yhh no dobra a niech ci będzie.-wyszliśmy z domu po 20 minutach byliśmy na miejscu
-Dalej dasz chyba sama radę.
Tak dzięki -weszłam do domu a następnie poszłam wykonać wszystkie wieczorne czynności. Położyłam się di łóżka i myślę ze ta próba wcale nie była taka zła ...

*Francesca*

Rano obudził mnie dźwięk budzika. Westchnęłam głęboko i wstałam z łóżka.
German dość późno przyjechał po Viole, więc podejrzewam, że i moja przyjaciółka się średnio wyspała.
Od razu pobiegłam do garderoby, z której po namyśle wybrałam ten zestaw:

Poranne czynności nie zajęły mi dużo czasu, bo tylko jakąś godzinkę. Zawsze stawiam na delikatny makijaż, bo moja uroda sama w sobie jest świetna i nie potrzebuje za dużo udoskonaleń. Moje włosy jak zwykle wyprostowałam, co troszkę mi zajęło. Na odchodne spojrzałam jeszcze tylko w lustro, zadowolona w 200% z swojego wyglądu i wyszłam z łazienki.
Kiedy schodziłam na dół poczułam przyjemny zapach smażonych naleśników.
- Mirta?- zdziwiłam się wchodząc do kuchni.- Już jesteś?
- Tak.- uśmiechnęła się. Kobieta miała lekko podkrążone oczy, było widać, że jest bardzo zmęczona. Mimo tego posyłała mi szczery uśmiech. Był serio szczery, nie udawany... Kto jak kto, ale sztucznych uśmiechów jestem mistrzynią i umiem go wykryć u innych. - Postanowiłam, że zrobię Ci śniadanie.
- To twoja praca.- mruknęłam i zasiadłam do stołu. 
Mirta lekko posmutniała, ale próbowała nie dać tego po sobie poznać. Położyła prze de mną naleśniki i najróżniejsze dżemy do posmarowania placków.
- Smacznego.- powiedziała. Nie odpowiedziałam jej. Uważałam, że tyle słów, które już jej dziś wypowiedziałam są zdecydowanie wyczerpaniem limitu dla gosposi.
Muszę przyznać, że potrawy Mirty są pyszne. Już wczoraj jadłam przygotowaną przez nią kolacje i po prostu NIEBO W GĘBIE. Oczywiście jej tego nie powiem. Bo jeszcze będzie się czuła za pewnie.
- Smakowało?- spytała, gdy wróciła do pomieszczenia po kilkunastu minutach.- Starałam się. Wiem, ze miałaś ciężki dzień wczoraj. Chciałam poprawić Ci humor,
- Może być.- wzruszyłam ramionami i wstałam os stołu.- Wychodzę,- oznajmiłam i opuściłam pomieszczenie, a później dom.
- Cześć kochanie.- usłyszałam głos mojego chłopaka, a już po chwili poczułam jego usta na moim policzku.
- Cześć Marco. - Przywitałam się nie kryjąc zażenowania.
- Co się dzieje Fran?- zapytał.
- E... Chodzi o rodziców. Znowu nie będzie ich na występie...- wyznałam.
Zapadła głucha cisza, którą przerwał WYBUCH ŚMIECHU Marco.
- I tym się tak martwisz?- mówił starając się uspokoić.- Myślałem, że Ci kieszonkowe odcięli, albo, że ktoś wykupił ostatnią parę butów, którą chciałaś mieć. Oj Fran...- znowu parsknął śmiechem.- Nie masz się już czym przejmować?- rozbawiony objął mnie ramieniem.
- To dla mnie ważne.- naburmuszona zrzuciłam jego rękę i przyspieszyłam kroku.
- Ej, słodka. Złość piękności szkodzi. Dlaczego się tak wkurzasz?
- Bo śmiejesz się, a to dla mnie ważne.
- Bo to śmieszne.- znów zachichotał. - Oj Fran...- podbiegł do mnie, bo po raz kolejny szłam szybciej niż on.- Przecież nagramy wszystko i pokażemy twoim rodzicom.
- Tak, tak...- westchnęłam. - Nie ważne.- powiedziałam w końcu nie mając ochoty na kłótnie z Marco. - Z kim tańczysz w parze?
- Z Clarą. A ty?
- Z Hernandezem.- wypaliłam od niechcenia. Tym razem Marco nawet się nie powstrzymywał od wybuchu śmiechu.
- Z TYM NOWYM?- Miałam wrażenie, że zaraz się przewróci, tak bardzo go to bawiło.
- Nie śmiej się tak, bo będziesz miał zmarszczki.- rzuciłam oschle i dalej do szkoły poszłam już sama, zostawiając roześmianego Meksykanina w tyle.
Byłam nabuzowana na maksa. Co za dekl. Jak on może się ze mnie wyśmiewać. Jestem jego dziewczyną! Zresztą nawet gdybym nie była! Jestem Francesca Cauviglia ze mnie się po prostu nie wyśmiewa!
Oczywiście w szkole pierwsze co natknęłam się na mojego par.... par... partnera do tańca. Na samą myśl, aż się wzdrygnęłam, a pyszne śniadanie, które zjadłam dzisiejszego ranka podeszło mi do gardła.
Szedł właśnie w moim kierunku, a że szedł z wstrętną miną, wiedziałam, że idzie do mnie.
- Cześć Francesca.- westchnął stając na przeciw mnie. Zmierzyłam go wzrokiem, po czym zaczęłam przeglądać moje idealne pazurki.
- Czego chcesz dziecko?- spytałam nie odwracając spojrzenia od paznokci.
- Niestety jesteśmy zmuszeni do wspólnego tańca, więc kiedy i gdzie?
- Kto w ogóle powiedział, że będziemy tańczyć?- zapytałam z przekąsem.
- Pablo.- odparł oschle.- A jeśli jesteś taka mądra to możemy teraz do niego iść i powiedzieć, że wielce księżna Cauviglia nie chce wypełnić zadania. Sorry, ale ja nie mam zamiaru obrywać z twoje przerośnięte ego.
No nie powiem wryło mnie w podłogę. Do tej pory jeszcze nikt w tej szkole mi się nie postawił. No nikt, oprócz tej bany patałachów . Każdy wie o kogo chodzi. Sądziłam, że i Hernandez zrozumie, że ze mną się nie zadziera!
- Odszczekaj to!
- Niby co?- prychnął.
- To co powiedziałeś o mnie!
- Prawda boli?- znowu zadrwił.- No nie mów, że jeszcze od nikogo nie usłyszałaś, że jesteś totalną snobką.
- Grabisz sobie.- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Jakoś się nie boje.- wzruszył ramionami.
- A powinieneś.
- Nadal nic.- wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku. - To kiedy i gdzie? - zapytał po chwili.
- Chyba śnisz, że z tobą zatańczę. To jest przesada. Istnieje coś takiego jak hierarchia. Według niej nie powinnam z tobą zamienić ani jednego słowa. - odparłam dumnie odgarniając włosy na plecy. - Idę porozmawiać z Pablo.
- Rany Francesca... Mamy tydzień Pablo się nie zgodzi.
- Przekonamy się? PABLO! Możesz tu na chwilkę podejść?- zawołałam, kiedy zauważyłam nauczyciela wychodzącego z klasy.
- Tak?- podszedł do nas, próbując ukryć niezadowolenie. Zapewne wiedział o czym chcę z nim dyskutować.
- Chodzi o to, że ja nie...- zaczęłam, ale... HERNANDEZ WSZEDŁ MI W SŁOWO! Jak on w ogóle śmie mi przerywać? Czy on się z choinki urwał?!
- Możesz wytłumaczyć tej rozpieszczonej idiotce, że ma przestać błaznować i zatańczyć ze mną ten głupi układ?
- Diego...- zaczął nauczyciel. - Po pierwsze nie wyrażaj się tak o koleżance. A po drugie...- spojrzał na mnie.- Rozmawialiśmy o tym Fran...
- Ale...- zaczęłam lecz po raz kolejny mi przerwano! NO LUDZIE, CZY ONI SIĘ CZASEM NIE ZAPOMINAJĄ!?
- Żadnego ale!- lekko podniósł ton głosu.- Albo zatańczycie razem, albo wam tego nie zaliczam, a chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że to zadanie jest bardzo ważne do oceny końcowej Francesco.- oznajmił z pełną powagą, po czym poszedł do gabinetu.
- No gwiazdeczko... Nie masz jak się wymigać. Chyba, że nie chcesz tego zaliczyć. - znowu się ironicznie uśmiechnął.- To dziś u mnie?
Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie? Hahaha Jak już to u mnie. Podejrzewam, że u ciebie nie ma nawet miejsca żeby się rozciągnąć.
Zauważyłam w jego oczach, że go to bardzo zabolało . BRAVO FRAN! 1:1 Możemy grać dalej.
- Ok...- zauważyłam jak ściska dłonie w pięści. Czyżby szykował się wybuch agresji...? NIE. Zamiast tego westchnął głęboko i znów odezwał się  stanowczym tonem.
- To u ciebie jutro o 15:00 pasuje?
- O 15:05.- powiedziałam, a on tylko wywrócił oczami.- A teraz idę, bo zdecydowanie za dużo czasu poświęciłam na rozmawianie z kimś tak mało, mało, mało, mało ważnym jak ty.- oznajmiłam i pewnie go wyminęłam, podchodząc do Leona, który właśnie wchodził do Studio.

*Maxi*

Po zajęciach byłem ostro zmęczony. Kiedy już zabierałem się do domu, wpadła na mnie Nathalia i zaczęła, nadzwyczaj pewna siebie.
- Wczoraj nie poszło nam najgorzej, ale musimy jeszcze ostro trenować.
- A może tak "Hej Maxi! Miło Cię widzieć!"?.- Uśmiechnąłem się ironicznie, a ona wywróciła oczami i odparła (OCZYWIŚCIE Z SARKAZMEM!)
- Hej Maxi miło cię widzieć! A teraz gdzie próba?
- Może być u mnie. - odparłem bez entuzjazmu. Naprawdę wolałbym spotkać się gdzieś z przyjaciółmi, a nie kolejne popołudnie spędzać z NIĄ!
- Bez różnicy. - widać było, że i ona nie pała radością na tę próbę. Niecierpliwie przesunęła ciężar ciała z prawej na lewą nogę i westchnęła. - TO GDZIE?!- wydarła się i w tym momencie zadzwonił mój telefon i uratował mnie od wysłuchiwania tej piszczałki. 
M: Halo, mama?
MM: No hej synku. Słuchaj, zapomniałam Ci powiedzieć, ze babcia ma dziś imieniny i do niej jedziemy. Zbieraj się już, dobrze? Za jakieś 30 minut planujemy wyjechać.
M: ŻYCIE MI RATUJESZ!- wykrzyknąłem uradowany, a Vidal ( i cała reszta uczniów Studia) spojrzała na mnie jak na kretyna. - To znaczy... Ok zaraz będę.- poprawiłem się szybko.
MM: To czekamy. Papa. 
M: No pa.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do torby.
- No wybacz, ale dziś próby nie zrobimy.- wyszczerzyłem zęby bardzo zadowolony.
- Bo?- spytała stojąc ze złowrogą miną i założonymi rękoma. 
- Jadę do dziadków. Możemy umówić się jutro.
- I ja straciłam pięć minut na bezsensowne gadanie z tobą.- udała zrozpaczoną i odwróciła się o de mnie.- Pa.- mruknęła jeszcze i poszła w swoją stronę, a ja zadowolony ( bo raz: NIE MUSZĘ SPĘDZAĆ Z NIĄ CZASU. I dwa: najwyraźniej zepsułem jej humor) ruszyłem do domu.
Tam szybko przebrałem się w rzeczy bardziej pasujące do rodzinnego obiadu:
Nie za bardzo lubię takie leganckie stroje, no ale co poradzić? Moi kuzyni zapewne będą ubrani w garnitury, a ja mam przyjechać w luźnych jeansach i bluzie?! Pf. Dla mnie luz blues, ale dla moich rodziców już nie, więc niech im będzie.
Po godzinie od wyruszenia z domu, byliśmy już pod posiadłością rodziców taty. Dom, jak dom na wybrzeżach miasta. Dom z ogrodem i tarasem. Pamiętam, że jak byłem mały uwielbiałem przyjeżdżać tu na wakacje, ferie i wszystkie weekendy. Był to mój drugi dom. Teraz już tak nie jest... Nadal lubię to miejsce, ale jak byłem dzieckiem zdecydowanie bardziej mnie tu ciągnęło.
- Maksiu! - babcia zleciała po schodach, jak tylko zobaczyła nasze auto na podjeździe.- Ale ty wyrosłeś!- zaczęła mnie ściskać i wycałowywać.
- Babciu. - westchnąłem. - widziałaś mnie trzy tygodnie temu.
- Włosy zdążyły ci urosnąć.- jak zwykle potargała moja czuprynę. 
- Masz rację, trzeba iść do fryzjera. - ucałowałem jej policzki. - A tak w ogóle to dzień dobry i wszystkiego najlepszego z okazji imienin.
- Dziękuje kochanie.- jeszcze raz mocno mnie przytuliła i zaprosiła nas do środka.
Wszyscy już tam czekali i oczywiście nie obyło się bez powitań, jakbyśmy się z rok nie widzieli, chociaż z jednym wujkiem faktycznie widziałem się rok temu na imieninach babci i tylko wtedy, bo obecnie mieszka w Anglii. 
- I co Maxi...?- podszedł do mnie mój denerwujący, głupi, beznadziejny i debilny kuzyn. - Wyrwałeś jakąś dupę w tej swojej budzie dla uzdolnionych muzycznie przygłupów?
- A ty wyrwałeś jakąś DZIEWCZYNĘ- podkreśliłem to słowo. Czy tylko mi się wydaje, że wyrażanie się o dziewczętach "dupy" jest nie na miejscu? Może to ja jestem dziwny.- Ponoć one lecą na starszych, a ty przypomni ile masz lat?- postanowiłem mu się dogryźć.
- Siedemnaście.- wymamrotał.
- I w której jesteś klasie?
- Drugiej.
- Drugiej co? Liceum?- zaśmiałem się.
- Gimnazjum. - Mruknął i spojrzał na mnie spode łba.
- No właśnie. - Wyszczerzyłem się w ironicznym uśmiechu. - Jesteś o całe trzy lata starszy od swoich kolegów z klasy. Dziewczyny muszą do ciebie ciągnąć.- rzuciłem i zasiadłem do stołu.
- I co tam Maxi...?- zaczął wujek, ten którego ni widziałem rok, czyli brat taty.- Masz tam jakąś dziewczynę? - CO ONI WSZYSCY UPARLI SIĘ NA TO JEDNO PYTANIE?
- Nie nie mam.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A podoba Ci się jakaś?- ciągnęła ciocia, czyli siostra ojca, a mama tego denerwującego debila.
- Nie specjalnie. 
- A ta dziewczyna co wczoraj u nas była? - zapytał tata z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
I w tym momencie zacząłem się krztusić wodą i nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać.
- Nathalia?! Błagam Cię. NIE ZNOSZĘ JEJ. Musimy razem tańczyć, bo Pablo nam kazał nic więcej. Gdybym mógł od razu zmieniłbym partnerkę na kogoś innego. BYLE NIE CASTILLO ALBO CAUVIGLIE! Ani ona ani one. Inne byłyby w porządku.
- Wybredny.- wypalił Denis, mój "kochany" kuzyn.
- Żebyś je zobaczył!
- WIDZIAŁEM!- wszedł mi w słowo.- Piękności nad pięknościami. W zeszłym roku byłem zmuszony przyjść na twój durny koncert to widziałem. Akurat jak one trzy występowały to myślałem, że mi gały wyskoczą! 
- Ładne to może i są.- mruknąłem.- Nathalia jest bardzo ładna.- przyznałem i aż skrzywiłem się jak zdałem sobie sprawę, że powiedziałem o niej coś dobrego.- Ale za to pod każdym innym względem są idiotkami.- dodałem.
- A tobie Denis?- zaczęła babcia, najwyraźniej nie chcąc aby drugi wnuk nie poszedł w odstawkę. - Podoba się jakaś dziewczyna.
- No ba. Pełno ich, od koloru d wyboru. - wywróciłem tylko oczami. Cały Denis.Nie ma to jak traktować dziewczyny przedmiotowo. Pamiętam, że jak jeszcze obaj byliśmy w drugiej gimnazjum miałem jechać do niego na tydzień i pomóc mu z matmą, bo byłem niczemu sobie. CODZIENNIE PRZYCHODZIŁ Z INNĄ i dałbym sobie rękę uciąć, że ostatniego dnia mojego pobytu przyprowadził tą samą co pierwszego. - Obecnie chodzę z taką Clarą.- dodał.
- O chętnie ją poznam. - rozpromieniła się.
- No to powodzenia. - Zaśmiałem się.- Jeśli nie zdążysz do jutra, to raczej będzie już mia inną.
- Zazdrościsz? - spojrzał na mnie złowrogo.
- Może inaczej ci to wytłumaczę... Myślisz, że nie podobam się dziewczyną? Jasne, że tak. Ale ja nie zmieniam ich jak rękawiczki i nie będę z jakąś nie znając jej, jak niektórzy tutaj.
- Akurat z Clarą jestem już 2 miesiące.
- To chyba twój rekord. 
- A może dwa tygodnie...- pomyślał, a ja pokręciłem z dezaprobatą głową.
- Jak smakuje?- spytał dziadek, widząc, że atmosfera robi się napięta. 
- Pycha. - pochwaliła mama.- Jest przepyszne.
- Prawda.- potwierdził mój tata.
- A ile Clara ma lat?- zapytała babcia, nie wczuwając najwyraźniej, że pora zakończyć dyskusję.
- Czternaście.
- Taka w jego wieku by go nie chciała.- prychnąłem, nie mogąc się powstrzymać.
- Jeszcze słowo grajku!- walnął pięścią o stół.
- Agresor.- znowu prychnąłem a ten zdenerwowany zacisnął zęby. 
Wiem, że g wkurzam. Cała rodzina podziwia mnie za to, że z super wynikami zdałem gimnazjum, a teraz uczę się w jednej z najbardziej prestiżowych szkół w kraju, rozwijam pasję i jeszcze jestem w grupie ( jednej z dwóch) "najbardziej podziwianych uczniów". A on? Szlaja się za panienkami, chodzi na piwo i imprezy, gra w gry i nic innego nie robi. Jak na razie  zapowiada się, że ledwo zda ten semestr. Ale to nie moja wina.  - Co się wkurzasz? To nie moja wina, że tylko byś balował.
- Bynajmniej korzystam z młodości, a nie jak ty siedzę nad książkami.
- Poprawka. SIEDZIAŁEM. Bo teraz uczę się w szkole do której chodzę z radością i uwielbiam każdą lekcję, bo sprawiają mi frajdę. Jestem tam, gdzie od zawsze chciałem być. A jeśli ty od zawsze chciałeś być z piwem przed tv z nastolatką u boku to proszę bardzo. Powodzenia.
- DOŚĆ!- zażądał dziadek. - KONIEC DYSKUSJI, JEMY!

Oczywiście w domu dostał mi się takiiiiiiiiiii opierdyl, ale nie żałuję, ktoś temu kolesiowi musiał przegadać, a widziałem jak mu ciśnienie podskoczyło. Może wreszcie w tym jego pustym łbie zapaliła się lampeczka, że należy coś ze sobą zrobić.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------

HEJKA! Tak to znowu my, wracamy po miesiącu z rozdziałem!
Wiem, że musicie coraz więcej czekać, ale to z braku czasu naprawdę! Piszemy jak tylko możemy, więc jak na razie zbierałyśmy się miesiąc. Oczywiście postaramy się dodawać częściej,ale nic nie obiecujemy, więc jak na razi nie wracamy do tego "dodajemy co tydzień w weekand". Osoby zainteresowane naszą opowieścią zapraszamy na bloga i zachęcamy do zaglądania i wypatrywania rozdziałów :p Następny postaramy się dodać jak najszybciej ;)
POZDRAWIAMY

LOVCIAM NAXI
LOVCIAM DIECESCE










7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudowny jak zawsze <333
    Maxi, Naty ty cymbały...
    Czekam na next ;**


    Zapraszam na moje dwa blogi.
    Przepraszam za SPAM! <33

    "To jest coś czego nie dało się zapomnieć. Wszystko ma swój początek i swój koniec. Szkoda tylko, że nasz koniec nastał tak szybko. To nie miało prawa się wydarzyć. Ty nie miałeś prawa poznać mnie, a ja nie miałam prawa ciebie pokochać. Gdybym mogła cofnąć czas choćby na chwilę nigdy bym tu nie przyjechała. Nie była bym z tobą. Nie zadała ci tak wiele bólu. Przepraszam, Maxi. Może gdybym została z matką KTOŚ nie zniszczył by nam wszystkiego. Ty byś nadal był szczęśliwy z Cami, a ja z Marco. Nie znali byśmy się. Tak by było lepiej. Maxi zrozum. Ja nie wrócę. Już wystarczająco dużo osób przeze mnie zginęło... Wybacz mi... ~ Natalia

    Dlaczego? Po co? Jak?
    Dlaczego przyjechałaś?
    Po co mnie w sobie rozkochiwałaś?
    Jak żyć z wyrzutami sumienia umiałaś?
    Teraz zniknij. Nie chce cię znać. My to już przeszłość... ~ Maxi"

    To była Fabuła bloga: http://to-tylko-milosc-nie-boj-sie-jej.blogspot.com/

    I teraz mój 2 niedawno założony blog:

    "Cierpienie, ból, rozpacz, nienawiść.
    Główne rzeczy w JEJ życiu.
    Radość, śmiech, wdzięk, wariactwo.
    Główne rzeczy w JEGO życiu.
    Co połączy tą dwójkę? Miłość, nienawiść, a może śmierć?
    Nie nic z tych rzeczy...
    Połączy ich... Morderstwo."

    Link: http://nuska-nowy-blog-bez-milosci.blogspot.com/
    Nuśka x.x

    OdpowiedzUsuń
  3. Heja kiedy kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń