Od razu mówimy, że NIC NIE OBIECUJEMY! Po prostu moja przyjaciółka (ta od NAXI XD) u mnie nocowała, a rano natchnęło nas aby wejść na TEGO BLOGA. No cóż... postanowiłyśmy napisać rozdział, bo eh no bo tak. Nie mam pojęcia czy jeszcze jakiś napiszemy, czy nie... Po prostu przypomniało nam się ile to opowiadanie przynosiło frajdy i wam i nam. Dlatego przychodzimy z 5 ROZDZIAŁEM nie wiedzieć czy ostatnim czy hm... odnowieniem bloga? To się jeszcze zobaczy. Jak na razie wszystkich, którzy jeszcze tu zaglądają zapraszamy na CAPITULO 5 <3
Francesca
Jest godzina 15:00, a ja chcąc nie chcąc czekam na tego debila u siebie. Mdli mnie na samą myśl, że zaraz przekroczy próg MOJEGO DOMU i będziemy musieli RAZEM zatańczyć.
- Francesco... - usłyszałam głos Mirty, więc podniosłam głowę znad czytanego czasopisma i spojrzałam na nią. - Tak sobie myślę, że może zrobię wam coś do jedzenia? W sensie tobie i temu koledze, który zaraz ma tu przyjść. - powiedziała próbując ukryć rozbawienie. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi, ale postanowiłam to zignorować.
- Nie trzeba. Chociaż w sumie jeśli chcesz możesz zrobić nam po lemoniadzie i otworzyć ciastka czy coś. Na pewno będzie chciało mi się pić i zgłodnieje. - specjalnie mówiłam tylko o sobie, bo w głębokim poważaniu miałam Diego.
- Jasne.- uśmiechnęła się jak zwykle przyjaźnie i wróciła do kuchni.
W tym momencie usłyszałam dzwonek, więc niechętnie się podniosłam i podeszłam do drzwi.
- Ciebie również. - Odpowiedział mi tym samym. - Mogę wejść?
- Jasne. - wywróciłam oczami i wpuściłam go do środka.
- Mam jedzenie i picie. - oznajmiła moja gosposia, wchodząc do środka. - Cześć synku. - zwróciła się do Diego.
- Hej mamo. - chłopak podszedł do niej i ucałował w policzek.
Nie wiem jak to możliwe, że stałam jak wryta we własnym salonie, nie wiedząc co powiedzieć. Patrzyłam na nich zdumiona, a oni wymienili tylko uśmiechy.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że moja mama pracuje u was. - roześmiał się.
Byłam w szoku, ale nie tylko dlatego, że mama największego patałachy na tej ziemi pracuje w moim domu jako gosposia, lecz również dlatego, że totalnie bezwstydnie do tego podszedł. Przywitał się z nią bez żadnego skrępowania. ZAPADŁABYM SIĘ POD ZIEMIE GDYBY KTOŚ SIĘ DOWIEDZIAŁ, ŻE MOJA MAMA JEST GOSPOSIĄ KOLEŻANKI Z KLASY! No ale to jest Diego. W sumie sama nie wiem, ale jakoś jakby mi to zaimponowało? Kurcze. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, dlatego potrząsnęłam tylko głowa i odgarnęłam wszystkie myśli na ten temat.
- Już wam nie przeszkadzam. - powiedziała kobieta i poszła na górę, zapewne dokończyć sprzątanie.
- To taka zdziwiona? - znowu się roześmiał, a ja nadal nie mogłam pojąc tego z jakim luzem podchodzi do tego, że jego mama pracuje u MNIE.
- Nie przeszkadza ci to? - spytałam wskazując palcem na schody, po których właśnie szła Mirta.
- Co? Że moja mama jest twoją gosposią? Nie zauważyłaś jeszcze, że nie jestem taki jak ty i sprawy materialne mają dla mnie najmniejsze znaczenie? - uśmiechnął się sarkastycznie.
TEN CZŁOWIEK ZACZYNA MNIE WNERWIAĆ! NIKT, NIKT, NIKT TAKI JAK ON NIE ODZYWAŁ SIĘ DO MNIE W TAKI SPOSÓB!
- Dlaczego mnie nie szanujesz?! - warknęłam już mocno zdenerwowana.
- Bo ty nie szanujesz mnie. - puścił mi oko.
- Do czego tańczymy? - spytałam próbując się uspokoić, a on zaśmiał się wiedząc, że ewidentnie mnie zgasił.
- Możesz wybrać, bo wiem, że i tak nie weźmiesz nic mojego pod uwagę.
- Mądrze. - uśmiechnęłam się triumfalnie. - "Voy por TI". Piosenka Leona. - odpaliłam muzykę, którą już dawno miałam zgraną, bo i tak wiedziałam, że to do niej zatańczymy.
- Okej więc tańczmy do tego. Nauczyłem się już, że głupszym trzeba ustąpić.
Po raz kolejny poczerwieniałam ze złości, ale już nic nie odpowiedziałam.
Naty
Kiedy wróciłam do domu po ciężkich zajęciach ( czyt. lekcjach z Gregorio) od razu udałam się do swojego pokoju. Zmęczona rzuciłam torbę w kąt i rzuciłam się na łóżko. Kiedy tylko odpaliłam WiFi w telefonie, zaczęłam przeglądać fejsa. To nie do wiary jak roi się tam od zdjęć zakochanych. Pełno tam fotek przytulonych nowych, bądź starych par, a nad nimi opisy "kocham!" "Na zawsze razem". Patrzyłam na zdjęcia i wywracałam oczami, choć tak naprawdę okropnie im wszystkim zazdrościłam. Większość z tych osób bardzo dobrze znam, bo są tą osoby ze Studia, a jak jest się w grupie popularsów zna się praktycznie każdego. A więc znam tych ludzi i wiem jak bardzo są w sobie zakochani, i że zawsze mogą na siebie liczyć. Ja nigdy nie miałam chłopaka i samotność zaczęła mi już troszkę doskwierać. Chciałabym po prostu poczuć jak to jest być w kimś zakochanym i poczuć jak ktoś bardzo kocha Ciebie. Niestety... Życie to nie bajka i to kiedy spotkam miłość swojego życia nie zależy od zgubionego pantofelka, czy zatrutego jabłka. No trudno, pozostało mi tylko przyglądać się szczęśliwie zakochanym i czekać aż mnie spotka coś podobnego. Weszłam w jedno ze zdjęć znajomych napisałam w komentarzu "SŁODZIAKI <3" i zaraz potem usłyszałam głos Rity:
- NATY!!! - szybko zbiegłam na dół. - Obiad czeka. - uśmiechnęła się do mnie serdecznie. - Zrobiłam Ci krewetki.
- Dzięki jesteś wielka. - ucałowałam gosposię w policzek. Ona zawsze wie na co mam ochotę. Zresztą... Ja zawsze mam ochotę na krewetki.
Zaraz po zjedzeniu pyszności, poszłam z powrotem na górę, przebrałam się w strój wygodny do tańca, zabrałam torbę i powolnym krokiem udałam się do domu Maximiliana.
Gdy już byłam na miejscu, głęboko odetchnęłam i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi oczywiście Maxi. Bez zbędnych słów gestem ręki zaprosił mnie do środka i poszliśmy do jego sali tańca.
Bardzo mnie to zdziwiło, ale próba przebiegła SZYBKO, SPRAWNIE i BEZ KŁÓTNI.
Układ mamy już gotowy, jedyne co trzeb zrobić to troszkę go podrasować. Chyba oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy jak łatwo to pójdzie, ale najwyraźniej i mi i jemu zależy na zaliczeniu zadania i na szczęście oboje odstawiliśmy szkolne spiny na bok.
Po trzygodzinnych ćwiczeniach, stwierdziliśmy, że padamy z głodu, więc zeszliśmy na dół i zjedliśmy ciasto, które wcześniej przygotowała Pani Ponte.
- Wow! To jest przepyszne. - przyznałam szczerze, zajadając się.
- Wiem. - roześmiał się chłopak. - Moja mama to mistrzyni wypieków.
- Zdecydowanie.
- Wiesz w ogóle kiedy mamy to przedstawić?- zapytał DZIWNYM, JAK NA NIEGO, przyjaznym tonem.
- YYYY NO tydzień? Z tego co wiem jakoś w poniedziałek.
- No to zdążymy na pewno. - uśmiechnął się, więc ja musiałam to odwzajemnić.
Kiedy skończyliśmy zajadać się ciastem mamy chłopaka, on odprowadził mnie do drzwi i tam się pożegnaliśmy. Wyszłam w o dziwo NAPRAWDĘ DOBRYM HUMORZE. W sumie... to popołudnie było całkiem udane. To dziwne, że tyle drzemy z Maxim na siebie japy, a w sumie nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż 5 minut. Wystarczyło tylko na chwilę odłożyć spiny na bok i już się okazało, że całkiem się dogadujemy, a poznając go lepiej mogę stwierdzić, że jest całkiem sympatyczny i zabawny. ALE NIGDY MU TEGO NIE POWIEM... A już na pewno nie powiem tego Francesce... Chyba by mnie zjadła.
Więc tak. Jest króciutko, bo same dziewczynki, aleeee to oczywiście oznacza, że następny być musi, bo jednak jakaś sprawiedliwość na tym świecie musi być, więc w następnym KTÓRY POJAWI SIĘ NA PEWNO będą sami chłopcy, a co dalej to się jeszcze zobaczy. Wszystko zależy od nas i oczywiście od tego czy WY będziecie chcieli kontynuacji tej historii. 'NIE WIERZYMY, ŻE TO MÓWIMY, ALE DO NASTĘPNEGO <3
Witajcie wszyscy... Z tego co widzę kilka osób nadal tu zagląda i jest nam niezmiernie przykro z tego co się stało... Obie zdajemy sobie sprawę, ze tego posta powinnyśmy wrzucić długo, długo, długo wcześniej i naprawdę nie wiem czemu tego nie zrobiłyśmy. Może bałyśmy się waszej reakcji, albo nie byłyśmy pewne czy do tego nie wrócimy... Szczerze nie wiem jak to się dalej potoczy, ale myślę, że ten blog i nasza historia z Naxi i Diecescą się niestety zakończyła. Dlaczego? Vilu się skończyła, nasza ekscytacja nią też co nie zmienia faktu, że była to niesamowita przygoda. Pisanie tego bloga było naprawdę super! Świetnie bawiłyśmy się pisząc dla was i czytając w komentarzach, ze wam się to podoba. Jednak później zaczął doskwierać brak czasu, dużo nauki i sami wiecie... dużo prywatnych spraw przez co zaniedbałyśmy bloga na dobrych kilka miesięcy. Dziś z całego serca przepraszamy za tak długo wyczekiwane wyjaśnienia... Dziękujemy, że byliście z nami i wspieraliście nas w tym co naprawdę lubimy robić. Dzięki wam ten blog istniał i dzięki wam pisałyśmy rozdziały z chęcią. Jesteście nieodłączną częścią tego bloga i naprawdę dziękujemy za każde miłe słowo, każdy komentarz, każde wyświetlenie i za to że po prostu byliście (a niektórzy nadal jesteście) z nami <3 KOCHAMY WAS :*!
- Joy?- szczerze zdziwiłem się na jej widok.- Ale co ty tutaj robisz?
- Pomyślałam, że do Ciebie wpadnę...- powiedziała nieśmiało.- Chyba... Nie masz nic przeciwko?
- Nie no co ty wchodź! - zadowolony wpuściłem ją do środka.
- Kto to?- zapytała spoglądając na moją siostrę.
- To Nina, moja siostrzyczka. - Potargałem włosy dziewczynki, na co ona pisnęła.
- NIE NISZCZ MOICH IDEALNIE UŁOŻONYCH WŁOSÓW.- Powiedziała stanowczo. Uśmiechnąłem się. Moja sis zaczyna wchodzić w trudny okres, w którym małe dziewczynki chcą być uważane za poważne dorosłe.
- Uważaj, bo jeszcze twoja siostra zamieni się w Cauvigllie.- zaśmiała się nastolatka, ale Ninie się to nie spodobało...
- Masz coś do Franceski?- prychnęła uroczo i poprawiła swoją sukieneczkę.
Już teraz rozumiem, czemu młoda tak "lubi" tą kretynkę. Po prostu stała się jej "idolką", bo jest ładna i ma pełno babskich gadżetów zwanych także: torebką, kosmetykami i tak dalej. Jaka dziewczynka w jej wieku nie chciała mieć tego wszystkiego? SUPER. Czyli Francesca Cauviglia ma być wzorem do naśladowania dla mojej małej, słodkiej siostrzyczki?! Z TEGO NIE MOŻE WYNIKNĄĆ NIC DOBREGO...!!!!!
- Nie nie mam...- zdziwiła się Joy.
- Nie ważne. Ewentualnie mogę użyczyć ci mojego brata na pewien czas, ale za godzinkę chcę go widzieć w moim pokoiku jak czyta mi książeczkę.
- Pewnie młoda.- zaśmiałem się i ucałowałem zaróżowiony policzek Niny.
Mała w podskokach pobiegła do kuchni, za pewne pomóc mamie w kolacji, jednak było już troszkę za późno, bo już po chwili kobieta zawołała wszystkich domowników. Chyba nie muszę mówić ze za równo rodzice jak i moi bracia, byli bardzo zdziwieni na widok mojej towarzyszki.
- To jest Joy.- poprzedziłem ich pytania.-Jest moją nową koleżanką ze Studia i wpadła na moment. Macie coś przeciwko żeby z nami zjadła? - zapytałem, chodź doskonale znałem odpowiedź.
- Jasne, że nie.- zawołała mama radośnie, ciesząc się najwyraźniej, że mam tak sympatycznie wyglądającą "koleżankę", bo doskonale wiem, że w ich głowach już rodzi się inna myśl. No... Może oprócz główki Niny, która jest teraz przekonana, że będę z Włoszką... Ależ będzie jej rozczarowanie jak się okażę, że moją dziewczyną wcale nie będzie Francesca, a Joy na przykład... Może to dziwne, bo znam ją raptem jeden dzień, ale czuję, że z tego może wyjść coś więcej... No nie wiem dobrze się przy niej czuje i zdaje mi się, że rodzi się coś głębszego. Nawet myślałem o niej wczoraj i nawet troszkę tęskniłem...
- Diego...- z rozmyśleń wyrwał mnie głos dziewczyny.- Nie chciałabym robić problemów...
- Daj spokój.- uśmiechnąłem się do niej jak najpiękniej umiałem.
Ogólnie kolacja nie obyła się bez głupich tekstów moich braci na temat "mojej miłości do Joy"... Ta... Czy Juan jeszcze kilka minut temu nie wbijał naszej siostrze, że kocham Cauvigllie? Co za dziecko. Nie kumam go jak nie wiem, ale pomińmy ten fakt... Widziałem, że Joy chyba się lekko zarumieniła. Ona naprawdę mi się podoba. Tak myślę, że to dobre określenie. To jeszcze nie miłość, czy to wielkie zakochanie, ale podoba mi się i szczerze wizja nas, jako pary całkiem, całkiem przypada mi do gustu. Bardzo chętnie zakocham się w dziewczynie takiej jak ona. Może znamy się nie długo, ale wiem, że byłaby dla mnie idealna.
Po skończonym posiłku, udaliśmy się w raz z Joy do mojego pokoju. W tym mieszkaniu miałem go sam, w poprzednim dzieliłem się "swoim zakontkiem" z dwoma młodszymi braćmi i chodź mówiłem rodzicom, że jeśli nasza sytuacja finansowa miałaby na to nie pozwolić to przecież to nie musi się zmienić, ale oni uparli się, że jestem prawie dorosły i mam prawo do prywatności. Mówili wtedy " nie przesadzaj synu. Nie rób z nas takich biedaków. Gdybyśmy nie mieli pieniędzy nie kupilibyśmy domu z osobnymi pokojami." Posyłali wtedy taki uśmiech i już nie dyskutowałem z nimi więcej... Chyba przewidzieli, że będą takie sytuacje, jak ta, że będę chciał przyprowadzić do domu znajomych, czy dziewczynę i wtedy pokój z dwoma chłopcami nie byłby dobrym pomysłem.
- Widzę, że fan Star Worsów.- zaśmiała się słodko.
- No pewnie.- i ja się roześmiałem. - Z braćmi i tatą jesteśmy mega fanami.
- Fajnie masz.- uśmiechnęła się, siadając na moim łóżku. - W sensie z rodziną... Masz mega zabawnych braci i taką super siostrę. Do tego twoi rodzice są mili i sympatyczni. Przyznam, że zdziwiłam się, co do twojego taty. Na lekcjach jest inny.
- Tak...- westchnąłem i usiadłem obok niej. - Mam super rodzinkę. Chociaż potrafią być irytujący, szczególnie Juan i Jorge... Jak te dwa głąby się dobiorą...
- Trudno ich odróżnić. Są identyczni i w dodatku ubierają się tak samo.
- To prawda. Charaktery też mają takie same. - zaśmiałem się. - Ale po tylu latach odróżniam ich bez problemowo.
- Podejrzewam...Ja tam jestem jedynaczką... Też bym chciała mieć jakieś rodzeństwo.- westchnęła i rozejrzała się po moim pokoju.
- Nie jest jakiś największy, ale bardzo mi się podoba. Rodzice wiele czasu zbierali pieniądze, aby kupić nowy dom...- wyznałem.
Dziewczyna przybrała poważny wyraz twarzy.
- Może i nie przelewa Ci się tak jak większości uczniom w Studiu, ale jesteś zdecydowanie najlepszym chłopakiem w całej szkole. Uwierz mi półtora roku w klasie z zarozumielcami mnie strasznie zmęczyły. Jesteś inny.... Taki miły i opiekuńczy i pomocny... Taki... idealny...- powiedziała i się zarumieniła spuszczając spojrzenie w dół.
- Zabawne. - Uśmiechnąłem się.- Też sobie pomyślałem, że jesteś idealną dziewczyną.
Zapadła głucha cisza. Za szybko? ZDECYDOWANIE!
- Musze przyznać, że masz niesamowity porządek jak na chłopaka.- zmieniła temat, chichocząc pod nosem.
- Wiem.- przyznałem dumnie unosząc głowę i szczerząc zęby. - Mieszkam tu kilka dni, trudno mieć bałagan.- dodałem w końcu.
- No tak...- zaczęła, ale przerwała jej moja siostra, która weszła do pokoju ubrana już w pidżamkę. W jednej rączce trzymała pluszaka a w drugiej książeczkę.
- Czytanie?- uśmiechnąłem się do małej, ale w głębi czułem lekki żal, że najwyraźniej pora się żegnać z Brytyjką.
- To ja już pójdę.
- W sumie nie porozmawialiśmy za długo.- westchnąłem.
- Porozmawiamy jutro.- posłała mi piękny uśmiech, który odwzajemniłem.
Odprowadziłem Joy do drzwi, po czym udałem się do pokoju Niny, aby poczytać jej bajkę na dobranoc (tak jak to robię zawsze).
- No to co dziś czytamy?- zapytałem biorąc od dziewczynki książkę. - " Brzydkie kaczątko"- przeczytałem na głos.
- Lubię ją.- uśmiechnęła się mała, układając na łóżku.- Bo to kaczątko było takie brzydkie i inne od wszystkich...- zaczęła a ja pomyślałem sobie tylko "skąd ja to znam."... Tak w otoczeniu kolegów z klasy, zdecydowanie czułem się jak bohater powieści dla dzieci. - A później wyrasta z niego piękny łabędź.- dokończyła... - Ze mną będzie tak samo. Też będę śliczna. Poznam księcia i będę piękną księżniczką.
- Co ty wygadujesz?- zmarszczyłem czoło.- Już jesteś najpiękniejszą dziewczynką na tej planecie i uwierz. Dla mnie, dla Juana, Jorge i dla rodziców zawsze będziesz małą księżniczką.- uśmiechnąłem się, a ona mnie przytuliła.
- Kocham Cię braciszku.- powiedziała.
- Ja Ciebie też siostrzyczko.- odpowiedziałem.- A teraz kładź się, bo nie wstaniesz do przedszkola. - Nakazałem i zacząłem czytać książkę.
*Naty
Rozstałam się z Fran i poszłam w stronę domu Ponte.... yhhh już mam ochotę wracać do domu ale muszę tam iść bo musimy zaliczyć to zadanie a ja nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek niezaliczenia jakiegokolwiek projektu .Zapukałam do drzwi a otworzył mi nie kto inny jak sam Maxi .
- Wchodź .- zaprosił mnie gestem ręki i zaprowadził na piętro gdzie znajdowała się ... sala do tańca
-Wow !-tylko tyle zdołałam z siebie wydusić .Naprawdę bardzo mi się podobała .
- Tooo gdzie jest łazienka bo raczej w szpilkach i sukience tańczyć nie będę - zaczęłam
- Korytarzem prosto i drugie drzwi na lewo z resztą ja też pójdę się przebrać i znając życie ja to zrobię szybciej więc zacznę się potem rozgrzewać w oczekiwaniu aż panna księżniczka łaskawie wróci- Powiedział ze sztucznym uśmieszkiem
Już nic nie mówiłam tylko zrobiłam minę w stylu "ja tu rządzę " i poszłam do łazienki. Była dość duża i miała bardzo ładny wystrój. Zdjęłam sukienkę i szpilki i włożyłam je do torby a zamiast tego założyłam długie czarne legginsy, luźną miętową bokserkę i granatowe new balance , włosy związałam w wysokiego koka z którego wystawały niesforne kosmyki . Nałożyłam jeszcze na usta balsam EOS .Przejrzałam się w lustrze , wzięłam torbę i ruszyłam w stronę sali . Po drodze dało się.słyszeć muzykę z tego pomieszczenia. Po ciuchu otworzyłam drzwi i zobaczyłam jak Ponte.tańczy chyba jakiś swój układ . Miał na sobie szare dresy ciemno fioletową bokserkę i fioletowe adidasy nie zapominając o charakterystycznym full capie który nie wiadomo czemu zmienił na inny. Swoją drogą muszę przyznać że ten ciamajda całkiem nieźle tańczy.
-O w końcu! Czemu tak długo ?!
-Jak długo ?! Zajęło mi to może z pięć minut !-odkrzyknęłam temu pacanowi
- Jasne . Nie ważne im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy . To od czego zaczynamy ?-zapytał
-Yyyy może na przykład od wybrania piosenki ?- zapytałam retorycznie.
- To do jakiej tańczymy ? - I tak zaczęła się nasza godzinna kłótnia . W końcu stwierdziliśmy, że zatańczymy do piosenki .
Po wybraniu piosenki zaczęliśmy wymyślać układ . Było trochę ciężko ale po dwóch godzinach mieliśmy pierwszą zwrotkę i refren. Podczas ćwiczenia Ponte się zapatrzył gdy robiliśmy obrót i potkęnałam się o jego nogę.
-Co ty robisz ?
-Ała. Złapałam się za kostkę która dość mocno bolała.
-Oj dobra sorka .Wstawaj księżniczko, bo mamy dużo pracy i mało czasu na udawanie.-zakpił
-Tylko jest mały problem . JA NIE UDAJE !!!
-Hahahha ....Ej ale serio ?-ukucnął przymnie .Zrozumiał ze to na poważnie.
-Tak bardzo mnie boli.
-Pokaż...
-Z tego co wiem to ty lekarzem nie jesteś...
-Lekarzem nie ale tancerzem tak .Nie raz miałem różne skręcenia i zwichnięcia.Wiem jak to wygląda...Mogę zobaczyć..
-Dobra niech Ci będzie...-Powoli zaczął dotykać mojej lekko spuchniętej i zaczerwieniałej kostki ... W pewnym momencie trafił w najbardziej bolące miejsce. Syknęłam z bólu a Ponte na mnie spojrzał...
-Aż tak boli ....
.-No raczej bym nie udawała
-Dobra chodź pomogę Ci wstać i pójdziemy do kuchni co ci to opatrzę . Kostka jest tylko nadwyrężona za dwa trzy dni będzie jak nowa.
-No to chodźmy...-Oparłam się niechętnie o niego i dokuśtykałam się di kuchni gdzie napiliśmy się wody a następnie Ponte opatrzył mi tą kostkę.Potem poszedł do sali po moją torbę.
-Dobra ja muszę.się zbierać . Trochę to minie zanim się doczołgam do domu .-powiedziałam wstając z kanapy
-Yyy odprowadzę Cie jeszcze się przewrócisz i dobijesz tą kostkę i nie zaliczymy zadania.-powiedział
-yhh no dobra a niech ci będzie.-wyszliśmy z domu po 20 minutach byliśmy na miejscu
-Dalej dasz chyba sama radę.
Tak dzięki -weszłam do domu a następnie poszłam wykonać wszystkie wieczorne czynności. Położyłam się di łóżka i myślę ze ta próba wcale nie była taka zła ...
*Francesca*
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Westchnęłam głęboko i wstałam z łóżka.
German dość późno przyjechał po Viole, więc podejrzewam, że i moja przyjaciółka się średnio wyspała.
Od razu pobiegłam do garderoby, z której po namyśle wybrałam ten zestaw:
Poranne czynności nie zajęły mi dużo czasu, bo tylko jakąś godzinkę. Zawsze stawiam na delikatny makijaż, bo moja uroda sama w sobie jest świetna i nie potrzebuje za dużo udoskonaleń. Moje włosy jak zwykle wyprostowałam, co troszkę mi zajęło. Na odchodne spojrzałam jeszcze tylko w lustro, zadowolona w 200% z swojego wyglądu i wyszłam z łazienki.
Kiedy schodziłam na dół poczułam przyjemny zapach smażonych naleśników.
- Mirta?- zdziwiłam się wchodząc do kuchni.- Już jesteś?
- Tak.- uśmiechnęła się. Kobieta miała lekko podkrążone oczy, było widać, że jest bardzo zmęczona. Mimo tego posyłała mi szczery uśmiech. Był serio szczery, nie udawany... Kto jak kto, ale sztucznych uśmiechów jestem mistrzynią i umiem go wykryć u innych. - Postanowiłam, że zrobię Ci śniadanie.
- To twoja praca.- mruknęłam i zasiadłam do stołu.
Mirta lekko posmutniała, ale próbowała nie dać tego po sobie poznać. Położyła prze de mną naleśniki i najróżniejsze dżemy do posmarowania placków.
- Smacznego.- powiedziała. Nie odpowiedziałam jej. Uważałam, że tyle słów, które już jej dziś wypowiedziałam są zdecydowanie wyczerpaniem limitu dla gosposi.
Muszę przyznać, że potrawy Mirty są pyszne. Już wczoraj jadłam przygotowaną przez nią kolacje i po prostu NIEBO W GĘBIE. Oczywiście jej tego nie powiem. Bo jeszcze będzie się czuła za pewnie.
- Smakowało?- spytała, gdy wróciła do pomieszczenia po kilkunastu minutach.- Starałam się. Wiem, ze miałaś ciężki dzień wczoraj. Chciałam poprawić Ci humor,
- Może być.- wzruszyłam ramionami i wstałam os stołu.- Wychodzę,- oznajmiłam i opuściłam pomieszczenie, a później dom.
- Cześć kochanie.- usłyszałam głos mojego chłopaka, a już po chwili poczułam jego usta na moim policzku.
- Cześć Marco. - Przywitałam się nie kryjąc zażenowania.
- Co się dzieje Fran?- zapytał.
- E... Chodzi o rodziców. Znowu nie będzie ich na występie...- wyznałam.
Zapadła głucha cisza, którą przerwał WYBUCH ŚMIECHU Marco.
- I tym się tak martwisz?- mówił starając się uspokoić.- Myślałem, że Ci kieszonkowe odcięli, albo, że ktoś wykupił ostatnią parę butów, którą chciałaś mieć. Oj Fran...- znowu parsknął śmiechem.- Nie masz się już czym przejmować?- rozbawiony objął mnie ramieniem.
- To dla mnie ważne.- naburmuszona zrzuciłam jego rękę i przyspieszyłam kroku.
- Ej, słodka. Złość piękności szkodzi. Dlaczego się tak wkurzasz?
- Bo śmiejesz się, a to dla mnie ważne.
- Bo to śmieszne.- znów zachichotał. - Oj Fran...- podbiegł do mnie, bo po raz kolejny szłam szybciej niż on.- Przecież nagramy wszystko i pokażemy twoim rodzicom.
- Tak, tak...- westchnęłam. - Nie ważne.- powiedziałam w końcu nie mając ochoty na kłótnie z Marco. - Z kim tańczysz w parze?
- Z Clarą. A ty?
- Z Hernandezem.- wypaliłam od niechcenia. Tym razem Marco nawet się nie powstrzymywał od wybuchu śmiechu.
- Z TYM NOWYM?- Miałam wrażenie, że zaraz się przewróci, tak bardzo go to bawiło.
- Nie śmiej się tak, bo będziesz miał zmarszczki.- rzuciłam oschle i dalej do szkoły poszłam już sama, zostawiając roześmianego Meksykanina w tyle.
Byłam nabuzowana na maksa. Co za dekl. Jak on może się ze mnie wyśmiewać. Jestem jego dziewczyną! Zresztą nawet gdybym nie była! Jestem Francesca Cauviglia ze mnie się po prostu nie wyśmiewa!
Oczywiście w szkole pierwsze co natknęłam się na mojego par.... par... partnera do tańca. Na samą myśl, aż się wzdrygnęłam, a pyszne śniadanie, które zjadłam dzisiejszego ranka podeszło mi do gardła.
Szedł właśnie w moim kierunku, a że szedł z wstrętną miną, wiedziałam, że idzie do mnie.
- Cześć Francesca.- westchnął stając na przeciw mnie. Zmierzyłam go wzrokiem, po czym zaczęłam przeglądać moje idealne pazurki.
- Czego chcesz dziecko?- spytałam nie odwracając spojrzenia od paznokci.
- Niestety jesteśmy zmuszeni do wspólnego tańca, więc kiedy i gdzie?
- Kto w ogóle powiedział, że będziemy tańczyć?- zapytałam z przekąsem.
- Pablo.- odparł oschle.- A jeśli jesteś taka mądra to możemy teraz do niego iść i powiedzieć, że wielce księżna Cauviglia nie chce wypełnić zadania. Sorry, ale ja nie mam zamiaru obrywać z twoje przerośnięte ego.
No nie powiem wryło mnie w podłogę. Do tej pory jeszcze nikt w tej szkole mi się nie postawił. No nikt, oprócz tej bany patałachów . Każdy wie o kogo chodzi. Sądziłam, że i Hernandez zrozumie, że ze mną się nie zadziera!
- Odszczekaj to!
- Niby co?- prychnął.
- To co powiedziałeś o mnie!
- Prawda boli?- znowu zadrwił.- No nie mów, że jeszcze od nikogo nie usłyszałaś, że jesteś totalną snobką.
- Grabisz sobie.- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Jakoś się nie boje.- wzruszył ramionami.
- A powinieneś.
- Nadal nic.- wyszczerzył zęby w ironicznym uśmieszku. - To kiedy i gdzie? - zapytał po chwili.
- Chyba śnisz, że z tobą zatańczę. To jest przesada. Istnieje coś takiego jak hierarchia. Według niej nie powinnam z tobą zamienić ani jednego słowa. - odparłam dumnie odgarniając włosy na plecy. - Idę porozmawiać z Pablo.
- Rany Francesca... Mamy tydzień Pablo się nie zgodzi.
- Przekonamy się? PABLO! Możesz tu na chwilkę podejść?- zawołałam, kiedy zauważyłam nauczyciela wychodzącego z klasy.
- Tak?- podszedł do nas, próbując ukryć niezadowolenie. Zapewne wiedział o czym chcę z nim dyskutować.
- Chodzi o to, że ja nie...- zaczęłam, ale... HERNANDEZ WSZEDŁ MI W SŁOWO! Jak on w ogóle śmie mi przerywać? Czy on się z choinki urwał?!
- Możesz wytłumaczyć tej rozpieszczonej idiotce, że ma przestać błaznować i zatańczyć ze mną ten głupi układ?
- Diego...- zaczął nauczyciel. - Po pierwsze nie wyrażaj się tak o koleżance. A po drugie...- spojrzał na mnie.- Rozmawialiśmy o tym Fran...
- Ale...- zaczęłam lecz po raz kolejny mi przerwano! NO LUDZIE, CZY ONI SIĘ CZASEM NIE ZAPOMINAJĄ!?
- Żadnego ale!- lekko podniósł ton głosu.- Albo zatańczycie razem, albo wam tego nie zaliczam, a chyba doskonale zdajesz sobie sprawę, że to zadanie jest bardzo ważne do oceny końcowej Francesco.- oznajmił z pełną powagą, po czym poszedł do gabinetu.
- No gwiazdeczko... Nie masz jak się wymigać. Chyba, że nie chcesz tego zaliczyć. - znowu się ironicznie uśmiechnął.- To dziś u mnie?
Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie? Hahaha Jak już to u mnie. Podejrzewam, że u ciebie nie ma nawet miejsca żeby się rozciągnąć.
Zauważyłam w jego oczach, że go to bardzo zabolało . BRAVO FRAN! 1:1 Możemy grać dalej.
- Ok...- zauważyłam jak ściska dłonie w pięści. Czyżby szykował się wybuch agresji...? NIE. Zamiast tego westchnął głęboko i znów odezwał się stanowczym tonem.
- To u ciebie jutro o 15:00 pasuje?
- O 15:05.- powiedziałam, a on tylko wywrócił oczami.- A teraz idę, bo zdecydowanie za dużo czasu poświęciłam na rozmawianie z kimś tak mało, mało, mało, mało ważnym jak ty.- oznajmiłam i pewnie go wyminęłam, podchodząc do Leona, który właśnie wchodził do Studio.
*Maxi*
Po zajęciach byłem ostro zmęczony. Kiedy już zabierałem się do domu, wpadła na mnie Nathalia i zaczęła, nadzwyczaj pewna siebie.
- Wczoraj nie poszło nam najgorzej, ale musimy jeszcze ostro trenować.
- A może tak "Hej Maxi! Miło Cię widzieć!"?.- Uśmiechnąłem się ironicznie, a ona wywróciła oczami i odparła (OCZYWIŚCIE Z SARKAZMEM!)
- Hej Maxi miło cię widzieć! A teraz gdzie próba?
- Może być u mnie. - odparłem bez entuzjazmu. Naprawdę wolałbym spotkać się gdzieś z przyjaciółmi, a nie kolejne popołudnie spędzać z NIĄ!
- Bez różnicy. - widać było, że i ona nie pała radością na tę próbę. Niecierpliwie przesunęła ciężar ciała z prawej na lewą nogę i westchnęła. - TO GDZIE?!- wydarła się i w tym momencie zadzwonił mój telefon i uratował mnie od wysłuchiwania tej piszczałki.
M: Halo, mama?
MM: No hej synku. Słuchaj, zapomniałam Ci powiedzieć, ze babcia ma dziś imieniny i do niej jedziemy. Zbieraj się już, dobrze? Za jakieś 30 minut planujemy wyjechać.
M: ŻYCIE MI RATUJESZ!- wykrzyknąłem uradowany, a Vidal ( i cała reszta uczniów Studia) spojrzała na mnie jak na kretyna. - To znaczy... Ok zaraz będę.- poprawiłem się szybko.
MM: To czekamy. Papa.
M: No pa.
Rozłączyłem się i schowałem telefon do torby.
- No wybacz, ale dziś próby nie zrobimy.- wyszczerzyłem zęby bardzo zadowolony.
- Bo?- spytała stojąc ze złowrogą miną i założonymi rękoma.
- Jadę do dziadków. Możemy umówić się jutro.
- I ja straciłam pięć minut na bezsensowne gadanie z tobą.- udała zrozpaczoną i odwróciła się o de mnie.- Pa.- mruknęła jeszcze i poszła w swoją stronę, a ja zadowolony ( bo raz: NIE MUSZĘ SPĘDZAĆ Z NIĄ CZASU. I dwa: najwyraźniej zepsułem jej humor) ruszyłem do domu.
Tam szybko przebrałem się w rzeczy bardziej pasujące do rodzinnego obiadu:
Nie za bardzo lubię takie leganckie stroje, no ale co poradzić? Moi kuzyni zapewne będą ubrani w garnitury, a ja mam przyjechać w luźnych jeansach i bluzie?! Pf. Dla mnie luz blues, ale dla moich rodziców już nie, więc niech im będzie.
Po godzinie od wyruszenia z domu, byliśmy już pod posiadłością rodziców taty. Dom, jak dom na wybrzeżach miasta. Dom z ogrodem i tarasem. Pamiętam, że jak byłem mały uwielbiałem przyjeżdżać tu na wakacje, ferie i wszystkie weekendy. Był to mój drugi dom. Teraz już tak nie jest... Nadal lubię to miejsce, ale jak byłem dzieckiem zdecydowanie bardziej mnie tu ciągnęło.
- Maksiu! - babcia zleciała po schodach, jak tylko zobaczyła nasze auto na podjeździe.- Ale ty wyrosłeś!- zaczęła mnie ściskać i wycałowywać.
- Babciu. - westchnąłem. - widziałaś mnie trzy tygodnie temu.
- Włosy zdążyły ci urosnąć.- jak zwykle potargała moja czuprynę.
- Masz rację, trzeba iść do fryzjera. - ucałowałem jej policzki. - A tak w ogóle to dzień dobry i wszystkiego najlepszego z okazji imienin.
- Dziękuje kochanie.- jeszcze raz mocno mnie przytuliła i zaprosiła nas do środka.
Wszyscy już tam czekali i oczywiście nie obyło się bez powitań, jakbyśmy się z rok nie widzieli, chociaż z jednym wujkiem faktycznie widziałem się rok temu na imieninach babci i tylko wtedy, bo obecnie mieszka w Anglii.
- I co Maxi...?- podszedł do mnie mój denerwujący, głupi, beznadziejny i debilny kuzyn. - Wyrwałeś jakąś dupę w tej swojej budzie dla uzdolnionych muzycznie przygłupów?
- A ty wyrwałeś jakąś DZIEWCZYNĘ- podkreśliłem to słowo. Czy tylko mi się wydaje, że wyrażanie się o dziewczętach "dupy" jest nie na miejscu? Może to ja jestem dziwny.- Ponoć one lecą na starszych, a ty przypomni ile masz lat?- postanowiłem mu się dogryźć.
- Siedemnaście.- wymamrotał.
- I w której jesteś klasie?
- Drugiej.
- Drugiej co? Liceum?- zaśmiałem się.
- Gimnazjum. - Mruknął i spojrzał na mnie spode łba.
- No właśnie. - Wyszczerzyłem się w ironicznym uśmiechu. - Jesteś o całe trzy lata starszy od swoich kolegów z klasy. Dziewczyny muszą do ciebie ciągnąć.- rzuciłem i zasiadłem do stołu.
- I co tam Maxi...?- zaczął wujek, ten którego ni widziałem rok, czyli brat taty.- Masz tam jakąś dziewczynę? - CO ONI WSZYSCY UPARLI SIĘ NA TO JEDNO PYTANIE?
- Nie nie mam.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A podoba Ci się jakaś?- ciągnęła ciocia, czyli siostra ojca, a mama tego denerwującego debila.
- Nie specjalnie.
- A ta dziewczyna co wczoraj u nas była? - zapytał tata z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
I w tym momencie zacząłem się krztusić wodą i nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać.
- Nathalia?! Błagam Cię. NIE ZNOSZĘ JEJ. Musimy razem tańczyć, bo Pablo nam kazał nic więcej. Gdybym mógł od razu zmieniłbym partnerkę na kogoś innego. BYLE NIE CASTILLO ALBO CAUVIGLIE! Ani ona ani one. Inne byłyby w porządku.
- Wybredny.- wypalił Denis, mój "kochany" kuzyn.
- Żebyś je zobaczył!
- WIDZIAŁEM!- wszedł mi w słowo.- Piękności nad pięknościami. W zeszłym roku byłem zmuszony przyjść na twój durny koncert to widziałem. Akurat jak one trzy występowały to myślałem, że mi gały wyskoczą!
- Ładne to może i są.- mruknąłem.- Nathalia jest bardzo ładna.- przyznałem i aż skrzywiłem się jak zdałem sobie sprawę, że powiedziałem o niej coś dobrego.- Ale za to pod każdym innym względem są idiotkami.- dodałem.
- A tobie Denis?- zaczęła babcia, najwyraźniej nie chcąc aby drugi wnuk nie poszedł w odstawkę. - Podoba się jakaś dziewczyna.
- No ba. Pełno ich, od koloru d wyboru. - wywróciłem tylko oczami. Cały Denis.Nie ma to jak traktować dziewczyny przedmiotowo. Pamiętam, że jak jeszcze obaj byliśmy w drugiej gimnazjum miałem jechać do niego na tydzień i pomóc mu z matmą, bo byłem niczemu sobie. CODZIENNIE PRZYCHODZIŁ Z INNĄ i dałbym sobie rękę uciąć, że ostatniego dnia mojego pobytu przyprowadził tą samą co pierwszego. - Obecnie chodzę z taką Clarą.- dodał.
- O chętnie ją poznam. - rozpromieniła się.
- No to powodzenia. - Zaśmiałem się.- Jeśli nie zdążysz do jutra, to raczej będzie już mia inną.
- Zazdrościsz? - spojrzał na mnie złowrogo.
- Może inaczej ci to wytłumaczę... Myślisz, że nie podobam się dziewczyną? Jasne, że tak. Ale ja nie zmieniam ich jak rękawiczki i nie będę z jakąś nie znając jej, jak niektórzy tutaj.
- Akurat z Clarą jestem już 2 miesiące.
- To chyba twój rekord.
- A może dwa tygodnie...- pomyślał, a ja pokręciłem z dezaprobatą głową.
- Jak smakuje?- spytał dziadek, widząc, że atmosfera robi się napięta.
- Pycha. - pochwaliła mama.- Jest przepyszne.
- Prawda.- potwierdził mój tata.
- A ile Clara ma lat?- zapytała babcia, nie wczuwając najwyraźniej, że pora zakończyć dyskusję.
- Czternaście.
- Taka w jego wieku by go nie chciała.- prychnąłem, nie mogąc się powstrzymać.
- Jeszcze słowo grajku!- walnął pięścią o stół.
- Agresor.- znowu prychnąłem a ten zdenerwowany zacisnął zęby.
Wiem, że g wkurzam. Cała rodzina podziwia mnie za to, że z super wynikami zdałem gimnazjum, a teraz uczę się w jednej z najbardziej prestiżowych szkół w kraju, rozwijam pasję i jeszcze jestem w grupie ( jednej z dwóch) "najbardziej podziwianych uczniów". A on? Szlaja się za panienkami, chodzi na piwo i imprezy, gra w gry i nic innego nie robi. Jak na razie zapowiada się, że ledwo zda ten semestr. Ale to nie moja wina. - Co się wkurzasz? To nie moja wina, że tylko byś balował.
- Bynajmniej korzystam z młodości, a nie jak ty siedzę nad książkami.
- Poprawka. SIEDZIAŁEM. Bo teraz uczę się w szkole do której chodzę z radością i uwielbiam każdą lekcję, bo sprawiają mi frajdę. Jestem tam, gdzie od zawsze chciałem być. A jeśli ty od zawsze chciałeś być z piwem przed tv z nastolatką u boku to proszę bardzo. Powodzenia.
- DOŚĆ!- zażądał dziadek. - KONIEC DYSKUSJI, JEMY!
Oczywiście w domu dostał mi się takiiiiiiiiiii opierdyl, ale nie żałuję, ktoś temu kolesiowi musiał przegadać, a widziałem jak mu ciśnienie podskoczyło. Może wreszcie w tym jego pustym łbie zapaliła się lampeczka, że należy coś ze sobą zrobić.
HEJKA! Tak to znowu my, wracamy po miesiącu z rozdziałem!
Wiem, że musicie coraz więcej czekać, ale to z braku czasu naprawdę! Piszemy jak tylko możemy, więc jak na razie zbierałyśmy się miesiąc. Oczywiście postaramy się dodawać częściej,ale nic nie obiecujemy, więc jak na razi nie wracamy do tego "dodajemy co tydzień w weekand". Osoby zainteresowane naszą opowieścią zapraszamy na bloga i zachęcamy do zaglądania i wypatrywania rozdziałów :p Następny postaramy się dodać jak najszybciej ;)
POZDRAWIAMY
Dzisiaj obudziłem się bardzo szybko. Jeszcze zanim zadzwonił budzik.
Wywlokłem się z łóżka i wybrałem rzeczy z szafy. Starałem się jak najlepsze. Nie mogę przecież przynieść wstydu mojej paczce przyjaciół. Chociaż... Kogo ja oszukuje? Mam same dobre rzeczy w szafie, pomyślałem i wyciągnąłem pierwsze lepsze ubrania.
Udałem się to łazienki w celu wykonania porannych czynności, po czym zjadłem śniadanie przygotowane przez moją mamę.
Po skonsumowaniu naleśników, wziąłem butelkę wody, oraz czerwone jabłko i wyszedłem z domu. Do szkoły, poszedłem okrężną drogą, bo miałem jeszcze czasu, w pizdu. W parku nie napotkałem za wielu ludzi. Była cisza i spokój. A to się często nie zdarza.
Po jakiś 15 minutach, byłem na miejscu. W szkole jeszcze świeciło pustakami, więc usiadłem na fotelu i zacząłem przeglądać Facebooka na moim najnowszym I'Phonie.
Zanim się obejrzałem szkoła była przepełniona innymi uczniami.
- Hejka Maxi. - usłyszałem głos Camilli.
- Hej Cam.- uśmiechnąłem się do przyjaciółki.
- Maximiliano Ponte, w szkole szybciej o de mnie. Nie sądziłam, że doczekam tego dnia.- zaśmiała się i usiadła obok mnie.
- Wstałem za szybko, a nie chciało mi się siedzieć w domu.- powiedziałem i po szkole rozległ się dzwonek.- Idziemy na zajęcia?- spytałem.
- Tak. - odpowiedziała i razem udaliśmy się do sali śpiewu, gdzie właśnie miała odbyć się lekcja śpiewu z Angie.
Na lekcji wszyscy chłopacy zaśpiewali tą piosenkę :
Wyszło całkiem fajnie pomijając fakt ze śpiewały z nami te ciamajdy, których pierniczonych imion nie będę wymawiał. Ale Angie powiedziała, że piosenka wyszła super i zaśpiewamy ją na koncercie.
Suuuuuper. Ale się ciesze... (wyczujcie sarkazm)... Ale muszę przyznać, że niezły ze mnie profesjonalista, skoro umiem zaśpiewać z takimi ciołkami i jeszcze zdobyć pochwałę.
- Brawo chłopacy. Serio było mega.- uśmiechnęła się nauczycielka.
- Dziękujemy.- Odparł Leon.
- Nie mogę się doczekać, aż zaśpiewacie ją na koncercie.- powiedziała usatysfakcjonowana nauczycielka. Jej bardzo zależało na tym, aby w naszej szkole nie było dwóch różnych, nienawidzących się grup i chyba myślała, że to nas pogodzi... Taaaa. Jasne. Mogę zaśpiewać z tymi palantami, ale to nie zmieni mojego zdania na temat ich beznadziejnej paczki.
Po zajęciach wyszedłem na przerwę. Tam z całą grupką ( tą fajniejszą. Czytaj: NASZĄ) usiediśmy na krzesłach, przy sali od muzyki.
- Chyba coś wam się pomyliło...- moich uszu, doszedł głosik Castillo.- My tu siedzimy.
- A gdzie to jest napisane?- zapytała ironicznie Camilla.
- Wypisane, to ty masz na czole "frajerka".- odezwał się, Leon.
- Jeszcze słowo.- Brodueya bardzo to zdenerwowało, bo aż wstał z miejsca i wrogo spojrzał na Verdasa.
Już miało być tak fajnie... Już Brazylijczyk, miał dać temu pomyleńcowi wpiernicz, a tu DUPA. Rozległ się dzwonek i trzeba było pójsć na zajęcia z Gregorio, zwane także lekcją tańca...
- Dzień dobry.- przywitał się z nami nauczyciel, odbijając piłeczkę ...
*Naty*
Nie dość, że Gregorio był zły ze swojej natury, to jeszcze Fran spóźniła się na lekcje, oznajmiając, że była u... kosmetyczki...
- Ale masz świetny stój.- pisnęła, kiedy mnie zobaczyła.
- Dziękuje kochana. - uśmiechnęłam się do niej dumna z wyboru. Mi samej, on też sie nieziemsko podobał.
- Kupiłam to wczoraj, jeszcze przed koncertem- kontynuowałam.
Kątem oka widziałam, jak Gregorio patrzy na nas z rozdziawioną buzią i szeroko otwartymi oczami. Widziałam, ze walczył ze sobą aby nie wybuchnąć, ale w końcu jego, aż nad to, słabe nerwy puściły.
- JAK MOŻECIE MIEĆ DO MNIE, TAKI KOMPLETNY BRAK SZACUNKU!- Wydarł się i poczerwieniał.
- Mamy szacunek do tych, którzy mają szacunek do nas.- powiedziałam.
- Ta jasne.- bąknął Diego.
- Ok... poprawka.- powiedziała Fran, rzucając do chłopaka szyderczy uśmiech. - Którzy mają szacunek do nas i są na jakimś poziomie.
- DOŚĆ TEGO!- Wydarł się nauczyciel i w tym momencie do sali wszedł Pablo.
- Coś nie tak? - spytał.
- Wszystko w porządku.- mruknął niezadowolony Hernandez.
- W takim razi przyszedłem tutaj, żeby wam coś ogłosić.- powiedział z uśmiechem na twarzy.- Jak wiecie zbliża się coroczny konkurs taneczny... I razem z nauczycielami wybraliśmy już pary... - Z przyjaciółką spojrzałyśmy na siebie, zaintrygowane słowami dyrektora. - Więc tak... Ludmiła i Federico, Camilla i Broduey, Leon i Violetta, Francesca z Diego i Maxi z Naty. Do końca zadania macie tydzień.- powiedział zadowolony. Oczywiście ta porąbana blondynka i jej przyjaciółką (ruda wiedźma), zaczęły piszczeć ze szczęścia. W końcu tańczą ze swoimi chłopakami. Leon był średnio zadowolony... Pewnie wolałby tańczyć ze mną, ale i tak cieszył się, że padło na jego przyjaciółkę. Francesca dostawała ataku histerii i wykłócała się z Pablo, za to ja stałam jak w ziemie wryta, z zaciśniętymi pięściami i cała czerwona ze złości, powtarzając sobie w myślach : ""Nat... Spokojnie... Oddychaj."
Spojrzałam na Maxiego... Nie wiem czemu, uderzał głową o ścianę... Pewnie biedny próbuje naprawić sobie mózg, ale minęło już zbyt sporo czasu, od jego uszkodzenia... Mianowicie jestem pewna, że został upuszczony przy porodzie, a w dzieciństwie karmiono go z procy...
Postanowiłam nie wykłócać się z Pablo... Po minie Włoszki dało się domyśleć, że ona nic tym nie zdziałała. Zresztą i tak, każdy wie do czego dyrektor dąży. Chce polepszyć nasze relacje i myśli, ze w ten sposób mu się to uda.
Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam być dojrzałą artystką. Podeszłam do tego patałacha.
- Ćwiczymy u ciebie czy u mnie?- zapytała, starając się ukryć wstręt, ale nie jestem pewna, czy mi się to udało.
- Dziś u mnie, osiemnasta, a teraz weź już idź.- odwrócił się i dalej walił głową o ścianę.
Podeszłam do Leona.
- Hej...- odezwałam się nieśmiało.
- Cześć Nat.- uśmiechnął się, ale w jego oczach krył się smutek.
- Wybacz za wczoraj...- powiedziałam.- Posłuchaj, ja nie chcę psuć naszych relacji. Naprawdę Cię kocham, ale bardziej jak przyjaciela, niż kogoś więcej. Przepraszam.- wyszeptałam to ostanie słowo.
- Nie przejmuj się. Dobrze, że jesteś szczera. Daj mi trochę czasu, a się ogarnę.- zaśmiał się.
- Mam nadzieje, że spotkasz na swojej drodze dziewczynę, która pozwoli Ci o mnie zapomnieć.
- Nie martw się. To naprawdę nic takiego.
- Dzięki Leon.
- W porządku.- przytulił mnie, a ja mimo, że czułam się troszkę nieswojo, odwzajemniłam uścisk.
- Możemy wracać do tańca?- odezwał się naburmuszony nauczyciel, a my wróciliśmy do zajęć...
*Francesca*
Mam dziś na serio fatalny humor. Kosmetyczka zrobiła mi na paznokciach nie ten odcień różu, oberwało mi się za nieobecność na zajęciach u Angie i do tego, okazało się, że muszę tańczyć z tym debilem i kompletnym beztalenciem i bezmózgowcem.
Kiedy weszłam do domu, rodziców jak zwykle nie było. Dziś wyjechali do Anglii w sprawach biznesowych. ... W sumie odkąd pamiętam wychowywały mnie moje nianie i gosposie. Rodzice przesyłali pieniądze i nie przyjeżdżali na uroczystości typu, moje urodziny... Czasem wracali na święta... Ale co mnie to obchodzi?! O ile przesyłają kasę, a ja mogę żyć w luksusie nie narzekam na brak "ogniska domowego".
Od razu skierowałam się do swojej sypialni, a tam zobaczyłam Mirtę, która wychylała się z mojej garderoby. Miała na głowie burzę ciemnobrązowych loków, spiętych niechlujnie klamrą.
Kobieta wyglądała naprawdę sympatycznie. Mimo, ze najwyraźniej własnie skończyła porządkować mój pokój, w którym naprawdę zostawiłam okropny bałagan, na jej twarzy widniał uśmiech. I to było w niej takie beznadziejne. Gosposia wyglądała jakby miał zamiar się, że mną zaprzyjaźnić. Jak może myśleć, że upadnę tak nisko?!
Zmierzyłam ją wzrokiem i na widok jej fartuszka i spodni modnych jakieś 200 lat temu, aż mnie zmroziło. No sorry. Niektórzy ludzie mają fobię do węży inni do zarazków, a ja do zbrodni modowych. W sumie mogłabym być miła, ale zawsze miałam w głowie słowa rodziców, którzy od dziecka wbijali mi, że z moją posadą społeczną, powinnam być dobra, tylko dla tych, którzy mają taką samą lub wyższą, bo to oczywiste, że jakbym była miła dla każdego wyrzutka, ludzie z mojego towarzystwa, źle by o mnie myśleli.
- Dzień dobry Francesca.
Spojrzałam tylko na nią i rzuciłam, nie ukrywając swojej niechęci.
- Dobry.
Mirta westchnęła, ale nie zniechęciło ją, aby ponownie się odezwać.
- Dzwonili rodzice są już na miejscu.
- Yhm...- odpowiedziałam, i rzuciłam się na łóżko, odwracając od niej plecami.- Wiem. a też dzwoniłam.
- Tak, ale... kazali przekazać, że nie dadzą rady przyjechać na twój koncert...- urwała.
- Znowu?!- pisnęłam i poderwałam się. - Obiecali! To jeden z najważniejszych koncertów! Nie było ich rok temu, teraz mieli być!
- Przełożyli im kilka spotkań... Wrócą dopiero za jakieś dwa miesiące, naprawdę mi przykro.
- Oczywiście.- mruknęłam i zabrałam torebkę, kierując się do wyjścia.
- Francesca. Zrobiłam obiad, może zjesz?
- DAJ MI SPOKÓJ! Odgrzeję sobie jak wrócę!
- Powiedz chociaż gdzie idziesz? Obiecałam twoim rodzicom, że będę Cię miała na oku.
- Niby po co? Ich nic nie interesuje.- powiedziałam i aż sama byłam zdziwiona swoimi słowami! Przecież oni pracują, abym żyła na tym poziomie na jakim żyje. Przecież to ważniejsze od koncertu i ich obecności w domu.
Jednak nie tłumaczyłam już tego kobiecie i wyszłam z pokoju.
Udałam się do mojej przyjaciółki- Nathalii. Może jeszcze zastane ja w domu. Tak jak myślałam, ta dopiero szykowała się na próbę z Ponte.
- Cześć Nat.
- Hej.- uśmiechnęła się, ale jak zobaczyła moją minę, zmarszczyła czoło.- Co jest?
- Rodzice nie przyjadą na występ. Po raz kolejny.- usiadłam na łóżku. Oczy mnie zapiekły, więc szybko spojrzałam w górę, aby tylko się nie rozpłakać.
Dziewczyna szybko mnie przytuliła. Dobrze wiedziała jakie to dla mnie ważne. Moich rodziców nie było nigdy. Na żadnej szkolnej uroczystości, na moim pierwszym występie w 2 klasie podstawówki, a ja po prostu chciałam, żeby wreszcie byli ze mnie dumni.
- Są na wyjeździe w Anglii.- kontynuowałam. - A ja zostałam w domu z tą całą Mirtą.- naburmuszyłam się.
- Wiem, że Ci przykro...
- Nie!- poderwałam się z miejsca. Płacz??? Przykro mi, bo rodzice ZARABIAJĄ?! To zbyt nie w moim stylu.
- Będzie na nowe ciuchy, buty i spa.- uśmiechnęłam się, może nie zbyt szczerze, ale trudno.
- To podejście mi się podoba.- zaśmiała się i mnie przytuliła.
Siedziałam u przyjaciółki do 17:40, a później poszłyśmy ona do Maxiego, ja do domu.
Kiedy dotarłam na miejsce, Mirta własnie wychodziła.
- W lodówce masz kolację.- uśmiechnęła się, a ja po prostu ja wyminęłam i poszłam do kuchni. Byłam zła. nie chciałam po raz kolejny spędzać wieczoru sama, więc zadzwoniłam do Violetty, która po 20 minutach zjawiła się z jakimś dobrym filmem, który zaczęłyśmy oglądać.
*Diego*
Po szkole byłem w sam nie wiem jakim humorze. Z jednej strony kompletna załamka, że muszę tańczyć z Cauviglią, a z drugiej mam od wczoraj świetny nastój. Popołudnie z Joy było naprawdę udane, a dziś w szkole nie odstępowaliśmy od siebie na krok. Ona jest naprawdę śliczną, zabawną, miłą i uroczą dziewczyną. Mamy duże szansę na zaprzyjaźnienie się, a może nawet na coś więcej? To się okaże.
W każdym razie odkąd wróciłem, razem z Niną, siedząc na dywanie w salonie, układamy jakieś mega skomplikowane puzzle, które mają tysiąc malutkich kawałeczków.
Kiedy mieliśmy ułożone już trzy kawałki ( TAK AŻ TRZY) do domu weszła mama. Od razu zobaczyłem, że ma zły humor. Wyglądała na przybitą.
- Poczekaj Nina...- powiedziałem do siostrzyczki i wstałem z podłogi, podchodząc do rodzicielki. - Co się stało?-spytałem.
- Zły dzień w pracy.- westchnęła. - Ludzie u których pracuje mają córkę w twoim wieku. Żal mi tej dziewczyny. Widać, że rodzice od dziecka, wbijali jej do głowy, że w życiu najważniejsza jest posada i pieniądze. Jest taka oschła... Brak jej uczuć. W sumie brak jej miłości... Żebyś ją widział jak się dowiedziała, że nie przyjdą na koncert... Udawała, że nic się nie dzieje, ale widziałam, że uciekła, bo nie chciała pokazać jak ją to boli... Jaka tak na nią patrzę to myślę, że może wy, moje dzieci, nie macie luksusów, ale macie kochającą rodzinę... To ważniejsze.
Moja mama zawsze była uczuciowa i w każdym człowieku próbowała dopatrzeć się cienia dobroci. Zaintrygowało mnie to, że ta "córka" ma koncert niedługo... Czyżby była to uczennica Studia? Przecież tam prawie każdy, nie narzeka na brak kasy.
- Mamo... Jak mają na nazwisko twoi pracodawcy?
- Cauviglia.- westchnęła, odwieszając swój płaszcz na wieszak.
- CO?! - parsknąłem.- Akurat jej ci zal nie musi być. Ta cała "biedaczynka" to Francesca, zgadłem?- powiedziałem z ironią, czym zdziwiłem mamę.
- Tak...
- To samo zło. Ta dziewczyna uważa sie za pępek świata! Gdybyś widziała, jak potraktowała Ninę, kiedy do niej podeszła.
- To ta dziewczyna od szminki? - wtrąciła się mała.
- Tak, ta brzydka pani. - parsknąłem.
- Co ty gadasz? Jest śliczna.
Moja mama się zaśmiała.
- Tak kochana...- ukucnąłem tak, aby dorównać wzrostowi siostry.- To, że ma ładną buzię nie znaczy, że jest ładna. Ona jest bardzo zła w środku.
- Nie prawda.- wytknęła mi język.- Jest śmieszna.- zachichotała...
No tak... Nina jest małą dziewczynką. Jakby to ująć... Nie umie jeszcze dostrzegać u ludzi tych złych stron. Dla niej jest po prostu śmieszna, ładną dziewczyną.
- Ona serio jest biedna...- odezwała się znowu mama, jak zwykle litując się nad kretynką.
- Bieda jej nie grozi.- zaszydziłem.
- Ona rodziców więcej nie widzi niż widzi. Dziś wyjechali na dwa miesiące do Anglii. Została zupełnie sama.
- Niech zaprosi swojego chłopaka. O ile nie boi się chodzić sam po ciemku. - zaśmiałem się. Serio ciapowatość Marco, jest po prostu przezabawna. Czasem martwi się o swoją fryzurę, bardziej niż jego dziewczyna.- Albo niech zaprosi kogoś ze swojej paczki, przygłupów.
- Może i Francesca nie jest zbyt towarzyska, ale...
- Ależ ona jest towarzyska. Ale tylko dla bogatych i popularnych. I to twoim zdaniem jest biedna dziewczyna?
- Nie ważne.- westchnęła.- Pójdę przygotować kolację.- oznajmiła i poszła do kuchni.
- Może do niej pójdziemy?- spytała zadowolona Nina. - Mama mówi, że jest samotna.
- Kto jest samotny?- zapytał Juan, wybiegając z pokoju.
- Taka dziewczyna, która jest śmieszna, ale Diego jej nie lubi.- wytłumaczyła siostra.
Mój brat się zaśmiał i powiedział coś dziewczynce na ucho.
- Aaaaaaaaa. Juan mówi, ze jej nie lubisz tylko kochasz.
Spojrzałem na brata z wściekłością, a ten z bananem na twarzy wbiegł do pokoju. Doskonale wiedział, że teraz wyprowadzić Ninę z błędu to będzie pograniczenie z cudem.
- Będziesz z tą ładną, dziewczyną z ślicznymi ciuchami?
- NIE!- odpowiedziałem lekko podniesionym tonem.- Nie...- poprawiłem się łagodniej i nagle ktoś zapukał do drzwi. Nina podleciała tam w podskokach i je otworzyła.
- O... to nie Francesca.- posmutniała. Podszedłem do niej i ku mojemu zdziwieniu w drzwiach zobaczyłem Joy.
Hej... ludzie, którzy nas nie nawidza, za zaniedbanie opowiadania!!! MIŁO WAS WIDZIEĆ XD
Nie no poważnie wybaczcie nam, ale wiecie jak jest, Gimbaza, nauka, nauka, nauka, nauka i jeszcze raz nauka Nie miałyśmy czasu kompletnie, ale postaramy się to zmienić.
MUSICIE NAM WYBACZYĆ. Co do konkursu jak narazie nawet z rozdzialam czasu nie mamy wiec do konca stycznia mozecie wysylac prace, bo wtey bedziemy mialy czas zeby je sprawdzic :*