Francesca
Jest godzina 15:00, a ja chcąc nie chcąc czekam na tego debila u siebie. Mdli mnie na samą myśl, że zaraz przekroczy próg MOJEGO DOMU i będziemy musieli RAZEM zatańczyć.
- Francesco... - usłyszałam głos Mirty, więc podniosłam głowę znad czytanego czasopisma i spojrzałam na nią. - Tak sobie myślę, że może zrobię wam coś do jedzenia? W sensie tobie i temu koledze, który zaraz ma tu przyjść. - powiedziała próbując ukryć rozbawienie. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi, ale postanowiłam to zignorować.
- Nie trzeba. Chociaż w sumie jeśli chcesz możesz zrobić nam po lemoniadzie i otworzyć ciastka czy coś. Na pewno będzie chciało mi się pić i zgłodnieje. - specjalnie mówiłam tylko o sobie, bo w głębokim poważaniu miałam Diego.
- Jasne.- uśmiechnęła się jak zwykle przyjaźnie i wróciła do kuchni.
W tym momencie usłyszałam dzwonek, więc niechętnie się podniosłam i podeszłam do drzwi.
- Cześć. - przywitałam Hiszpana z ironicznym uśmieszkiem. - Miło cię widzieć.
- Ciebie również. - Odpowiedział mi tym samym. - Mogę wejść?
- Jasne. - wywróciłam oczami i wpuściłam go do środka.
- Mam jedzenie i picie. - oznajmiła moja gosposia, wchodząc do środka. - Cześć synku. - zwróciła się do Diego.
- Hej mamo. - chłopak podszedł do niej i ucałował w policzek.
Nie wiem jak to możliwe, że stałam jak wryta we własnym salonie, nie wiedząc co powiedzieć. Patrzyłam na nich zdumiona, a oni wymienili tylko uśmiechy.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że moja mama pracuje u was. - roześmiał się.
Byłam w szoku, ale nie tylko dlatego, że mama największego patałachy na tej ziemi pracuje w moim domu jako gosposia, lecz również dlatego, że totalnie bezwstydnie do tego podszedł. Przywitał się z nią bez żadnego skrępowania. ZAPADŁABYM SIĘ POD ZIEMIE GDYBY KTOŚ SIĘ DOWIEDZIAŁ, ŻE MOJA MAMA JEST GOSPOSIĄ KOLEŻANKI Z KLASY! No ale to jest Diego. W sumie sama nie wiem, ale jakoś jakby mi to zaimponowało? Kurcze. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć, dlatego potrząsnęłam tylko głowa i odgarnęłam wszystkie myśli na ten temat.
- Już wam nie przeszkadzam. - powiedziała kobieta i poszła na górę, zapewne dokończyć sprzątanie.
- To taka zdziwiona? - znowu się roześmiał, a ja nadal nie mogłam pojąc tego z jakim luzem podchodzi do tego, że jego mama pracuje u MNIE.
- Nie przeszkadza ci to? - spytałam wskazując palcem na schody, po których właśnie szła Mirta.
- Co? Że moja mama jest twoją gosposią? Nie zauważyłaś jeszcze, że nie jestem taki jak ty i sprawy materialne mają dla mnie najmniejsze znaczenie? - uśmiechnął się sarkastycznie.
TEN CZŁOWIEK ZACZYNA MNIE WNERWIAĆ! NIKT, NIKT, NIKT TAKI JAK ON NIE ODZYWAŁ SIĘ DO MNIE W TAKI SPOSÓB!
- Dlaczego mnie nie szanujesz?! - warknęłam już mocno zdenerwowana.
- Bo ty nie szanujesz mnie. - puścił mi oko.
- Do czego tańczymy? - spytałam próbując się uspokoić, a on zaśmiał się wiedząc, że ewidentnie mnie zgasił.
- Możesz wybrać, bo wiem, że i tak nie weźmiesz nic mojego pod uwagę.
- Mądrze. - uśmiechnęłam się triumfalnie. - "Voy por TI". Piosenka Leona. - odpaliłam muzykę, którą już dawno miałam zgraną, bo i tak wiedziałam, że to do niej zatańczymy.
- Okej więc tańczmy do tego. Nauczyłem się już, że głupszym trzeba ustąpić.
Po raz kolejny poczerwieniałam ze złości, ale już nic nie odpowiedziałam.
Naty
Kiedy wróciłam do domu po ciężkich zajęciach ( czyt. lekcjach z Gregorio) od razu udałam się do swojego pokoju. Zmęczona rzuciłam torbę w kąt i rzuciłam się na łóżko. Kiedy tylko odpaliłam WiFi w telefonie, zaczęłam przeglądać fejsa. To nie do wiary jak roi się tam od zdjęć zakochanych. Pełno tam fotek przytulonych nowych, bądź starych par, a nad nimi opisy "kocham!" "Na zawsze razem". Patrzyłam na zdjęcia i wywracałam oczami, choć tak naprawdę okropnie im wszystkim zazdrościłam. Większość z tych osób bardzo dobrze znam, bo są tą osoby ze Studia, a jak jest się w grupie popularsów zna się praktycznie każdego. A więc znam tych ludzi i wiem jak bardzo są w sobie zakochani, i że zawsze mogą na siebie liczyć. Ja nigdy nie miałam chłopaka i samotność zaczęła mi już troszkę doskwierać. Chciałabym po prostu poczuć jak to jest być w kimś zakochanym i poczuć jak ktoś bardzo kocha Ciebie. Niestety... Życie to nie bajka i to kiedy spotkam miłość swojego życia nie zależy od zgubionego pantofelka, czy zatrutego jabłka. No trudno, pozostało mi tylko przyglądać się szczęśliwie zakochanym i czekać aż mnie spotka coś podobnego. Weszłam w jedno ze zdjęć znajomych napisałam w komentarzu "SŁODZIAKI <3" i zaraz potem usłyszałam głos Rity:
- NATY!!! - szybko zbiegłam na dół. - Obiad czeka. - uśmiechnęła się do mnie serdecznie. - Zrobiłam Ci krewetki.
- Dzięki jesteś wielka. - ucałowałam gosposię w policzek. Ona zawsze wie na co mam ochotę. Zresztą... Ja zawsze mam ochotę na krewetki.
Zaraz po zjedzeniu pyszności, poszłam z powrotem na górę, przebrałam się w strój wygodny do tańca, zabrałam torbę i powolnym krokiem udałam się do domu Maximiliana.
Gdy już byłam na miejscu, głęboko odetchnęłam i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi oczywiście Maxi. Bez zbędnych słów gestem ręki zaprosił mnie do środka i poszliśmy do jego sali tańca.
Bardzo mnie to zdziwiło, ale próba przebiegła SZYBKO, SPRAWNIE i BEZ KŁÓTNI.
Układ mamy już gotowy, jedyne co trzeb zrobić to troszkę go podrasować. Chyba oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy jak łatwo to pójdzie, ale najwyraźniej i mi i jemu zależy na zaliczeniu zadania i na szczęście oboje odstawiliśmy szkolne spiny na bok.
Po trzygodzinnych ćwiczeniach, stwierdziliśmy, że padamy z głodu, więc zeszliśmy na dół i zjedliśmy ciasto, które wcześniej przygotowała Pani Ponte.
- Wow! To jest przepyszne. - przyznałam szczerze, zajadając się.
- Wiem. - roześmiał się chłopak. - Moja mama to mistrzyni wypieków.
- Zdecydowanie.
- Wiesz w ogóle kiedy mamy to przedstawić?- zapytał DZIWNYM, JAK NA NIEGO, przyjaznym tonem.
- YYYY NO tydzień? Z tego co wiem jakoś w poniedziałek.
- No to zdążymy na pewno. - uśmiechnął się, więc ja musiałam to odwzajemnić.
Kiedy skończyliśmy zajadać się ciastem mamy chłopaka, on odprowadził mnie do drzwi i tam się pożegnaliśmy. Wyszłam w o dziwo NAPRAWDĘ DOBRYM HUMORZE. W sumie... to popołudnie było całkiem udane. To dziwne, że tyle drzemy z Maxim na siebie japy, a w sumie nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż 5 minut. Wystarczyło tylko na chwilę odłożyć spiny na bok i już się okazało, że całkiem się dogadujemy, a poznając go lepiej mogę stwierdzić, że jest całkiem sympatyczny i zabawny. ALE NIGDY MU TEGO NIE POWIEM... A już na pewno nie powiem tego Francesce... Chyba by mnie zjadła.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okejjjjj. SIEMKA SIEMKA SIEMKA.
Więc tak. Jest króciutko, bo same dziewczynki, aleeee to oczywiście oznacza, że następny być musi, bo jednak jakaś sprawiedliwość na tym świecie musi być, więc w następnym KTÓRY POJAWI SIĘ NA PEWNO będą sami chłopcy, a co dalej to się jeszcze zobaczy. Wszystko zależy od nas i oczywiście od tego czy WY będziecie chcieli kontynuacji tej historii. 'NIE WIERZYMY, ŻE TO MÓWIMY, ALE DO NASTĘPNEGO <3
LOVCIAM NAXI
LOVCIAM DIECESCE
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz