poniedziałek, 25 czerwca 2018

Capitulo 6

*Diego*

- Patrz i ucz się - powiedziała zadowolona, pewna siebie Francesca, po czym wykonała kilka kroków, które najwyraźniej wczesniej przygotowala. - Teraz ty daj coś od siebie.
- Nie uwazasz, że to trochę nie fair? Nawet nie znam tej piosenki.
- Jak możesz nie znać piosenki Leona?! - ewidentnie się oburzyła.
- Chodzę do tej szkoły parę dni. Nawet nie wiem, który to Leon. - Nie wiem dlaczego, ale z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Doprowadzenie tej zapatrzonej w siebie księżniczki do szału, naprawdę mnie bawiło.
Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć. Brawo Diego, 3:0.
Wymyśliłem na poczekaniu parę kroków, które ona z wielką łaską zaakceptowała.
Później staraliśmy się jakoś połączyć jej pomysł z moim i choć ciężko w to uwierzyć, wyglądało to całkiem dobrze.
- Starczy na dziś. - Odparła Włoszka, po czym wzięła do ręki szklankę lemoniady.
- Już? - Zdziwiłem się.
- Tak. Mamy jeszcze trochę czasu do zaliczenia, a ja potzrebuje odpoczynku. Poza tym. Przebywanie z tobą ponad pół godziny sprawiło, że moje libido spadło do zera.
Prychnąłem.
- Masz rację. Ja też się zmęczyłem, pewnie dlatego, że strasznie u was gorąco - posłałem jej łobuzerski uśmiech, po czym zdjąłem swoją koszulkę.
Francesca przez chwilę stała w bezruchu, patrząc na mój tors.
- Zarumieniłaś się. - Wyrwałem ja z rozmyśleń. - Czyżby twoje libido właśnie wzrosło? - Puściłem jej oczko i założyłem swiezy T-shirt, który wyciągnałem wcześniej z torby. - Do zobacznia jutro. - Powiedziałem podchodząc do drzwi, wciąż śmijac się z zakłopotania Franceski Cauviglia.

* Maxi*

Gdy Naty wyszła z mojego domu, udałem się do sali tańca i jeszcze raz przećwiczyłem nasz wspólny układ. Mogę śmiało przyznać, ze jest świetny. Jesteśmy zgranym duetem. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Podszedłem do niego i zobaczyłem na jego ekranie "Nathalia Vidal". Pomyslalem, że może czegoś zapomniała. Wcisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem komórkę do ucha.
M: Halo?
N: Yyyy dzwonię, bo... No wiesz... Wypadło mi teraz z głowy. O WYMYŚLIŁAM. Próba! Kiedy następna?
M: Jeśli jutro masz czas, to...
N: Tak! To znaczy... Tak, myślę, że mam Czekaj sprawdzę w kalendarzu... Tak, mam czas. To o której?
M: 16:00 u mnie?
N: Jasne.
M: To wszystko?
N: Chcesz sie mnie pozbyć?
M: Nie sądziłem, ze chcesz ze mną rozmawiać.
N: Bo nie chcę.
M: Więc? To wszystko?
N: Nie. Znaczy tak. Znaczy... Do jutra.
M: Do jutra.
Zasmiałem się sam do siebie, jak już sie rozłaczyłem. To niesamowite, jak dobrze mi się pracowało z osobą, której teoretycznie nienawidzę. No właśnie. TEORETYCZNIE. Przecież nawet jej nie znam. Tak, jak nie znam większości jej przyjaciół.
Od początku nauki w studiu przyjaźnię się z Ludmiłą, Camillą, Brodwayem, Federico i Andresem. Pod koniec roku szkolnego Ludmi zaczęła zyskiwać coraz większą popularność w szkole, głównie przez swój talent i przez to, że często była wybierana do różnych występow. Niestety. Podobnym zainteresowaniem zarówno uczniów, jak i nauczycieli cieszyła się Violetta. Już wtedy obie zaczęły ze sobą rywalizować, a miarka przebrała się, gdy ogłoszono casting na główną rolę damską do przedstawienia na koniec roku. Wtedy rozpętała się wojna między nimi, w którą nieświadomie dałem się wciągnąć - tak jak reszta moich przyjaciół, a także przyjaciół Castillo. W drugiej klasie byliśmy już najbardziej popularnymi paczkami w calym Studio.
To dlatego tak bardzo jestem uprzedzony do Nathali... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie lubiłem ją za to, że po prostu jest, nigdy nie poznając jej bliżej. Teraz, gdy mam ku temu okazję, rozumiem, że Naty jest super dziewczyną, a wszystkie nasze kłótnie i wyzwiska rzucane w swoją stronę, są bezpodstawne. Ciekawe, czy z resztą jej paczki jest podobnie i oni rónież nie sa takimi idiotami, za jakich do tej pory ich miałem.

* Francesca *

Rano zeszłam na dół i ku mojmu zaskoczeniu w kuchni oprócz Mirty, zastałam także MOICH RODZICÓW! Nie wierzę! Po raz pierwszy, od dawna, nie zapomnieli o moich urodzinach i w dodatku na nie przyjechali!
- Mama! Tata! - Aż sama się zdziwiłam, jakie cudowne uczucie, wywołał u mnie ich widok.
- Cześć Fran. - odparł ojciec swoim, jak zwykle, stanwczym tonem.
- Ubierz się proszę. - westchnęła mama, mierząc wzrokiem moją koszulę nocną.
- Gdybym wiedziała, że przyjedziecie to...
- Kochanie. - przerwał mi tata. - Proszę, mogłabyś wyjść z domu od 12:00 do 15:00? Przyjdą do nas potencjalni klienci. Przyznam szczerze, że myślałem, iż spotkamy się w Europie, ale zdecydowali, że odwiedza nas w domu. To dlatego tak nagle przylecieliśmy. Dziś wieczorem wracamy do Londynu. - skinął głową, po czym udał się do swojego gabinetu, a mama poszła za nim.
W momencie, jak oboje mnie wyminęli, poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Nawet nie chciało mi się ich ukrywać i zwyczajnie się rozpłakałam. Szlochałam, jak dziecko, kiedy nagle Mirta podeszła do mnie z kawałkiem tortu czekoladowego.
- Wszystkiego najlepszego - usmiechnęła się, choć widziałam, że patrzy na mnie wspułczującym wzrokiem.
O nie! To oznacza, że wyglądam na słabą, bezbronną dziewczynkę, którą ktoś musi pocieszać.
- Skąd wiesz, że mam urodziny? - burknęłam, próbując być... sobą?
- Twoi rodzice pozwolili mi wyjść dziś szybciej. Może miałabyś ochotę wpaść do nas na obiad? - zignorowała moje pytanie.
Z początku chciałam spojrzeć na nią krzywo i od razu odmówić, ale tak naprawdę to był tylko odruch. Rodzice od dziecka wpajali mi, że ludzi takich, jak Mirta, trzeba traktowac z góry. Zawsze się z tym zgadzałam, ale dziś miałam ochotę zrbić im na złość. Dlatego przystałam na propozycję gosposi.
- Tylko się przebiorę.

Dom Hernandezów nie był specjalnie duży. Zresztą nie spodziewałam się tego. Już na wejsciu było widać, że nie ma co liczyć na luksusy, ale pierwszy raz w życiu się tym nie przejęłam. W głebi duszy byłam strasznie wdzieczna Mircie, że była dla mnie tak miła, mimo mojego zachowania. Nie chciałam jednak tego pokazać. Miałam w sobie coś w stylu" mechanimzmu obronnego", który włączał się za każdym razem, gdy ktoś sprawiał, że moje emocje wychodziły na wierzch. W takich momentach od razu robiłam kamienną twarz i starałam się zachować powagę - tak jak moi rodzice. Ludzie sukcesu, moje wzorce do naśladowania, do których czuję teraz ogromny żal. Zresztą... zawsze czuję do nich ogromny żal, ale osuzkuje wszystkich, jak i samą siebie, iż jest inaczej.

Diego nie był nawet zdziwiony, gdy mnie zobaczył. Mirta pewnie ostrzegła go, że przyjdę z nią. Dlaczego ja to w sumie zrobiłam? Zgodziłam się przyjść do domu Hernandeza, który jako jeden z nielicznych potrafił mi się przeciwstawić oraz dyskutować ze mną! Cholernie mnie to denerwuje, a za razem cholernie intryguje.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęła nagle jakaś dziewczynka. Ta sama, która ostatnio urządziła mi maraton w litach. - Żebyś zawsze była taka super, fajna, miła, cudowana, utalentowana i ładna!
Zamurowało mnie. Młoda stała wtulona we mnie i piszczała podekscytowana. - Cieszę się, że tu jesteś!
Co tu się dzieje?!
- Nina zostaw już Francesce - zaśmiał się Diego. Od razu przypomniała mi się wczorajsza sytuacja i znów poczułam, ze się rumienię. Super. Jakiś nijaki typ sprawia, że się rumienię. - 100 lat - zwrócił się do mnie, i uśmiechnął. CAŁKIEM SZCZERZE!
- Skąd wiesz, że mam urodziny? - spytałam, starając się zachować kamienną twarz.
- Mama co chwilę o nich mówi.
Spojrzałam na Mirtę, a ona tylko wzruszyła ramionami.
- Uciekam zrobić jakiś dobry obiad. - Powiedziała i wyszła z salonu.
Nagle do pomieszczena weszli jacyś chłopcy, albo jeden chłopiec i jego żywy klon, bo wyglądali identycznie.
- O nie. - jęknął Diego.
- Czy u ciebie nie było ostatnio innej dziewczyny? - spytał jeden z nich.
- Nieźle bracie. - dodał drugi.
- Nie macie czasem nic do roboty w swoim pokoju? - Diego się do nich uśmichnął.
- Diego. - Nagle z kuchni wyłoniła się Mirta. - Zabierz Francescę do swojego pokoju. Nina. Pomożesz mi zrobić coś dla naszego gośca? - uśmiechnęła się do dziewczynki zachęcająco.
- PREZENT! - krzyknęła mała i podekscytowana wbiegła do kuchni, a mi znowu zrobiło się dziwnie ciepło na sercu.
Diego otworzył jedne z drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Tak, wiem. Mały, niegustowny i ogólnie ble.
- Skąd wiesz co myślę o twoim pokoju? - usiadłam na łóżku.
- Jesteś bardzo przewidywalna.
- Nie jest najgorszy. - Wzruszyłam ramionami, rozgądając się dookoła.
- Próby tu nie zrobimy. - Westchnął. - Wcale nie chcesz tu być, prawda?
Nie wiem dlaczego, ale chciałam. Nie miałam ochoty wracac do domu. BA! Nawet nie mogłam tam wrócić.
- Nie zgadłeś. Jednak nie jestem taka przewidywalna. - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- To jak twoje urodziny? - spytał i od razu tego pożałował, jak zobaczył, że mina mi zrzedła. Oczy znowu zaszły mi łzami, a ja nie mogłam pozwolić sobie na to, żeby się przed nim rozbeczeć.
- Beznadziejnie. - powiedziałam. - Nie chcę o tym mówić. - Pzreełknęłam ślinę. - Nie będę się tłumaczyć komuś takiemu, jak ty. - burknełam i kątem oka badałam jego reakcję. Nie przejął się tym za bardzo, tylko westchnął lekko.
- Nie rozumiem cię.
- Dziwne gdybyś rozumiał, jesteśmy zupełnie różni. Ja jestem ta idealna, a ty jesteś tym typem, który nigdy nie dorówna mojemu.
- Jakim typem? Dlaczego nigdy nie dorównam twojemu? Jedyne czego masz więcej niż ja to pieniądze. Serio uważasz, że one czynią cię taką "idealą"? - przy ostatnim słowie zrobił cudzyslów w powietrzu.
- Ja cała jestem idealna. Po prostu. Nie ma na to reguły, jestem taka i już.
- Czyli po prostu nie wiesz, jak odpowiedzieć na moje pytanie - prychnął. - No cóz. Chciałbym żebyś wiedziała, że twoje głupie uwagi i zaczepki nie robią na mnie większego wrażenia. - Usiadł obok mnie. - Chciałbym też zebyś wiedziała, że moja mama cały czas próbuje się w tobie dopatrzyć czegoś dobrego. Po tym co dziś zrobili twoi rodzice nie dziwię się, że jesteśw  złym humorze i chcesz każdego atakować. Tylko, że niektórzy ludzie, tacy jak moja mama, naprawdę chcą dla ciebie dobrze, a ty ich odtrącasz.
- PRoszę cię Diego, nie mów mi co mam robić. Chyba za daleko się juz posuwasz. Zdecydowanie.
- Mogę mówić i robić co chce. To mnie różni od innych ludzi, których nazywasz tymi "z niższej sfery", prawda? Nie jestem twoim poddanym Francesca. Nie muszę mówić tego, co chcesz słyszeć.
Tu miał rację. Różnił się od innych, których traktowałam z góry. Oni wiedzą, że ze mną się nie zadziera, a on zadziera i to ostro. Więc dlaczego zamiast się wściekać, kąciki ust podnoszą mi się do góry?!
- Bawi cię to? - zaśmiał się. - To dobrze. Ciesze cię, że udało mi się cię rozweselić, Fran.
- Wcale nie - wybełkotałam.



*Naty*
Po obiedzie wzięłam swoją torbę i spakowałam do niej rzeczy potrzebne mi na próbę z Maxim. Muszę przyznać, że kiedyś niechętnie bym na nią poszła, teraz nie mogę się doczekać aby wyjść z domu i zacząć z nim tańczyć. Jest naprawde miły. Nigdy nie pomyślałabym nawet, że kiedykolwiek będziemy się dobrze dogadywać. Wcześniej miałam go za bufona i zapatrzonego w siebie idiotę, który myśli, że wszystko mu wolno. W sumie to wszystko przez tą aferę w pierwszej klasie, z góry potraktowałam go jako wroga, jako kogoś, komu nie można zaufać i jako kogoś kto jest gorszy bo ma inne zdanie niż ja. Byłam strasznie głupia, że oceniłam go z góry. Dopiero jak poznalismy się trochę bliżej zobaczyłam jak fajnym jest chłopakiem. Może warto by było poznać resztę jego znajomych i nie być tak wredną i udawać kogos kim się nie jest. Zamyśliłam się tak bardzo, że do domu Ponte musiałam iśc bardzo szybko, żeby się nie spóżnić. Z przyspieszonym oddechem zapukałam do jego drzwi:
-O hej, wejdź!- zaprosił mnie gestem ręki do środka. Przeszliśmy przez salon udając się do kuchni. Wzieliśmy coś do picia i poszliśmy do sali tańca. Przetańczyliśmy układ kilka razy aż opanowaliśmy go do perfekcji.
-No myślę, że na luzie to zaliczymy. Serio super nam to wychodzi-powiedział Maxi z uśmiechem na twarzy, który od kiedy rozmawiamy normalnie gościł często na jego twarzy.
-Masz może jakiś swój układ?- zapytałam.
-Słucham?- zdezorientowany uniósł jedn brew, ale po chwili zrozumiał o co mi chodzi- A tak mam parę własnych. Ale dlaczego to Cię tak zainteresowało?- zapytał zawadiacko, przysuwając się bliżej.
- Widzę, żę taniec to twoja pasja i podejrzewam, że nie tańczysz tylko tego co tańczymy w szkole... to jak pokażesz mi coś?
-Pewnie- powiedział z uśmiechem i ruszył z pewnością na parkiet.
Zatańczył naprawdę niesamowicie. Byłam pod wielkim wrażeniem.
- Powinieneś zaprezentować to w szkole - powiedziałam, gdy skończył. - To było świetne Maxi! Naprawdę masz wielki talent. Uważam, że ten ukłąd mógłby być nawet wykorzystany na przedtsawenie końcowe.
- Eh, to całe przedstawienie przyniosło więcej kłopotów niż korzyści. - westhnął.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Gdyby nie ono, nie byłoby między nami tego podziału. Ja mógłbym poznać cię bliżej i szybciej przekonać się, że jesteś super dziewczyną.
Zamurowało mnie. Czy on powiedział to na głos?
- Czy ja powiedziałem to na głos? - uroczo zmarszczył nos, a ja się zaśmiałam.
- Spokojnie nie powiem nic Ludmile - zaśmiałam się. - Ty też jesteś świetnym chłoapkiem. Tylko ani słowa Violettcie i Francesce. Są strasznie zawzięte na tą rywalizację. - Tym razem ja westchnęłam.
- Nic im nie powiem - chłopak póścił do mnie perskie oko. - Chcesz ze mną zatańczyć? - Wyciągnął ku mnie rękę.
- Jasne! - pisnęłam podeksctowana.
Przez moment uczył mnie kroków układu, który pokazywał chwilę wcześniej, ale później tańczyliśmy już zupełnie coś innego. Maxi wziął mnie na ręce i zaczął obkręcać w rożne strony oraz podrzucać. To było świetne!
- Wiesz co? - powiedziałam zdyszana, gdy mnie postawił. - Podobało mi sie to - zachichotałam. - Wykorzystajmy to do naszego ukłądu. Myślisz, ze da się to gdzieś wcisnąć?
- Myślę, że da się coś zrobić.
Pomyśleliśmy przez chwilę i doszliśmy do tego, ze możemy zrezygnować z 4 ostatnich kroków, aby zastąpić je nowymi.
- To będzie wyglądać bardziej spektakularnie - stwierdziłam.
- Zdecydwanie będzie ten efekt wow - zaśmiał się. - Jesteśmy najlepiej zgranym, nienawidzącym się duetem, Naty.
- O, tak!
- Ćwiczymy to?
- Oczywiście!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz